CUDA ŚWATA

Witam wszystkich


Fascynują mnie przepiękne zakątki naszej planety. Chciałabym się z Wami podzielić moim zainteresowaniem.



Zapraszam na krótkie opisy i zdjęcia z naszego świata.



wtorek, 22 lutego 2011

Intymne miejsce przy wodospadzie

Autorem artykułu jest Li Li



Do Szczawnicy i je okolic przyciągają znane i cenione miejsca takie jak Pasmo Radziejowej, Popradzki Park Krajobrazowy czy spływ Dunajcem przeżyty na flisackiej tratwie. Ale może turysta wybierający się do Szczawnicy powinien zostać czymś mile zaskoczony? Na przykład mniej znanym miejscem.

Najpierw warto mieć za sobą rzecz najważniejszą, czyli znaleźć nocleg w Szczawnicy. Jeśli oczywiście wybieramy się do samej Szczawnicy albo gdzieś w jej okolice. Walory tego miejsca są takie, że nawet nie trzeba jakoś specjalnie reklamować tej okolicy Beskidu Sądeckiego. Ma od wielu lat ustaloną, znakomitą renomę.

Niewątpliwie do takich mniej znanych atrakcji Szczawnicy zaliczyć można wodospad Zaskalnik. Wodospad położony jest co prawda w Paśmie Radziejowej, ale nie jest tak oblegany przez turystów jak znane wodospady w Tatrach: Siklawa czy Wodogrzmoty Mickiewicza. Wodospad tworzą wody Sopotnickiego Potoku i położony jest pomiędzy dwoma szczytami Beskidu Niskiego – Berenik i Wysoka. Kto choć raz był w Tatrach i widział Siklawicę albo Wodogrzmoty Mickiewicza, ten będzie miał porównanie. Wodospad Zaskalnik nie jest ani tak wysoki jak wodospad Siklawica, ani tak popularny jak Wodogrzmoty Mickiewicza. Ale może właśnie dlatego, że jest mniej znany, to warto go zobaczyć.

Co prawda wodospad Zaskalnik nie rzuca na kolana swoja wysokością, bo ma zaledwie 5 metrów wysokości, ale swoim wyglądem może zauroczyć. Ktoś mający odrobinę wyobraźni może nawet powiedzieć, że znaleźć można pewne podobieństwa z wodospadami na Jeziorach Plitwickich w Chorwacji czy wodospadami w słowackich Tatrach Wysokich (na przykład Wodospady Zimnej Wody, Batyżowieckie Wodospady czy Wodospad Vajanskiego, znany także jako Ciemnosmreczyńska Siklawa).

Niewątpliwym atutem wodospadu Zaskalnik jest to, że znajduje się w granicach administracyjnych Szczawnicy. Nie trzeba urządzać jakiejś długiej eskapady, bu go obejrzeć i zrobić trochę fajnych zdjęć na pamiątkę. O ile jego wysokość może nie jest wielką zachęta, to na pewno takim walorem może być to, że Zaskalnik jest malowniczy, urokliwy. Może nawet słowo intymny tu jest odpowiednie.

---

Zobacz:
- Szczawnica noclegi
- tanie noclegi Kraków
- wakacje w Bułgarii


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Wczasy w Hiszpanii Costa del Maresme

Autorem artykułu jest katia81



Planujesz wyjazd i wczasy w Hiszpanii. Nie wiesz gdzie konkretnie się udać. Costa del Sol czy Costa Brava wydają Ci się zbyt oklepane? Skorzystaj z uroków Costa del Maresme, wypoczywaj do woli i zwiedzaj Barcelonę.

Zapierające dech w piersiach widoki, wspaniałe, szerokie, piaszczyste plaże, niesamowicie przyjaźnie nastawieni ludzie, to wszystko czeka na planujących wczasy w Hiszpanii.

Wszystkim, którzy zamierzają spędzić wczasy w Hiszpanii, z pewnością można polecić Wybrzeże Morskie czyli Costa del Maresme. Plaże w pobliżu Barcelony, to okazja do spędzenia błogich wakacji nad morzem, jak również do poszukania relaksu w aktywnym wypoczynku, a jeżeli i tego będzie mało, to pobyt w Hiszpanii urozmaici z pewnością dwu lub trzydniowe zwiedzanie wspaniałej stolicy Katalonii czyli Barcelony.

Urwiste i strome klify na Costa del Maresme to raj dla paralotniarzy którzy właśnie tutaj znajdują idealne warunki do uprawiania swego ulubionego sportu. Dla kontrastu, zaciszne i urokliwe zatoki gwarantują spokojny wypoczynek na plaży i opalanie z gwarancją stuprocentowego słońca niemal przez całe dnie w sezonie wakacyjnym.

Dla rodzin z małymi dziećmi oczywiście szerokie piaszczyste plaże z bezpiecznym łagodnym zejściem do morza. Ciepła woda Morza Śródziemnego to niekończące się kąpiele i zabawy w wodzie nie tylko dla najmłodszych.

Costa del Maresme to jedno z najmodniejszych ostatnio miejsc w Hiszpanii do spędzenia letniego urlopu. Swietne położenie sprawia, że oprócz Barcelony można zorganizować sobie turystyczno-krajoznawcze wycieczki do pobliskich miejscowości takich jak chociażby Calella czy Pineda de Mar.

Ta pierwsza słynie z pięknego i zbytkowego centrum miasteczka przesyconego kafejkami, barami i restauracjami w których kwitnie przede wszystkim życie wieczorno-nocne. Wygodne połączenie z Barceloną w postaci kolejki wąskotorowej zachęca do odwiedzenia największego monumentalnego miasta regionu.

Pineda de Mar to również rozrywkowa miejscowość. Dodatkowo można tutaj pojeździć konno, pograć w golfa oraz do bólu wypoczywać na wspaniałych plażach.

---

urlpotravel.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

EGIPT WCZASY - czy warto wybrać się do Egiptu. Informacje podstawowe

Autorem artykułu jest MoneyIDEA.net



Pozostałości starożytnego Egiptu, średniowieczne bazary i żywa współczesna kultura fascynują turystów z całego świata. Egipt jest krajem posiadającym wiele urzekających bogactw.


Złote plaże i turkusowe morze i ogrody raf koralowych zachwycą każdego podczas wczasów w Egipcie.

Jeśli ktoś jest znudzony kąpielami morskimi, Egipt zachęca do aktywnego spędzania wakacji. Zwiedzanie Doliny Królów, wyprawa na wielbłądach w bezkresną pustynię, nurkowanie i snorklowanie rafach koralowych. Można przeżyć niezapomniany rejs po Nilu.
Najbardziej znane miejsca do spędzenia wczasów w Egipcie to Sharlm El Sheikh i Hurghada. Jeśli ktoś nie jest zainteresowany prawdziwym Egiptem i liczy się tylko relaks i święty spokój to Sharlm El Sheikh wydaje się najlepszą opcją ponieważ rząd wydaje wizy na pracę dla Egipcjan na pracę w tym regionie, więc nie ma żebractwa na ulicach. Przez to jednak miejsce to jest trochę kiczowate. Ale najważniejsze, że każdy powinien znaleźć coś atrakcyjnego dla siebie i spędzić niezapomniane wakacje. Raczej turyści z Polski powinni unikać wczasów w terminach czerwiec-sierpień z powodów bardzo wysokich temperatur, które mogą być dokuczliwe, szczególnie na wycieczkach po otwartych terenach.

Egipt to także coroczne imprezy połączone z koncertami i festynami. W roku 2010 w Makadi Baybył organizowany Polski Tydzień, w ramach którego odbyły się wybory Miss Club Poland 2010. Impreza ta miała miejsce w hotelu Tia Heights Makkadi Bay. Warto się więc dowiedzieć przed wakacjami, co jest gdzie organizowane w Egipcie. W większych miastach można natknąć się na uliczne imprezy – koncerty, teatry uliczne, festyny na świeżym powietrzu.

Znajdź niezapomnianą wycieczkę do Egipcie lub bezcenne informacje przed wakacjami w Egipcie na stronie egiptwczasy.com.

---

Bułgaria Wakacje i Wczasy (Bułgaria-Wakacje.com) - przewodniki, filmy, mapy, rady dla turystów.

Portugalia Wakacje i Wczasy (Portugailawakacje.com) - przewodniki, filmy, mapy, rady dla turystów.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

sobota, 19 lutego 2011

Stolica nadal modna i atrakcyjna rozrywkowo

Autorem artykułu jest M-S-M



Nie od dziś wiadomo, że wszelkie wydarzenia sportowe, muzyczne, czy biznesowe najchętniej organizowane są w Warszawie. Dzieje się tak, dlatego, że to właśnie Warszawa posiada największą ilość hoteli, a tym samym sal konferencyjnych, które w szybki sposób mogą

zostać zagospodarowane na sale koncertowe, kabaretowe, czy pokazowe na przykład na poczet pokazów najnowszych kolekcji mody.

W Warszawie życie szybko płynie, bo tu jest co robić z czasem wolnym, wiedzą o tym ci wszyscy, którzy nie lubią się nudzić spędzając weekend w domu przed telewizorem. Wiedzą o tym również ci, którzy do Warszawy bardzo chętnie zaglądają nie tylko przy okazji służbowych podróży, ale spontanicznie wybierając się na spektakularne wydarzenia estradowe, które nierzadko bywają darmowe.

Kolejne szybkie podróże firmowe, kolejne konferencje, gdzie sale konferencyjne oferują wszelkie udogodnienia na poczet służbowych lunchy, czy imprez wieczornych, ale to wszystko nie pozwala w pełni dostrzec tego, co Warszawa faktycznie ma do zaoferowania. A znając miasto, połączenia komunikacyjne i mapę dobrych lokali restauracyjnych i hotelowych mamy asa w rękawie, bo do zaliczenia najlepszych atrakcji jesteśmy tylko o krok.

Co dzieje się w stolicy?

W stolicy dzieje się bardzo dużo, wachlarz eventów jest bardzo bogaty. Od imprez cyklicznych, muzycznych, festiwali, kabaretów, pikników, aż po wystawy, wernisaże, kongresy i konferencje światowego formatu. Pośród tych wydarzeń znajdziemy także te, za które nie trzeba płacić, jak na przykład:

- STWORA - rejsy łodzią Stwora po Porcie Czerniakowskim (o godz. 11, 12.30, 14, 15.30, 17 Odpływ z Plaży Desantu, pod pomnikiem Sapera. Zapisy tel. 502 276 612).

Stwora to drewniany Baciak, czyli łódka, jaką nasi pradziadkowie pływali na Saska Kępę. Stwora napędzana pychowym wiosłem pływa po Porcie Czerniakowskim w niedzielę, zabierając jednorazowo 10 pasażerów. Rejsów jest pięć, każdy trwa godzinę, można przyjść z dzieckiem, można przyjść z babcią, damy radę nawet z wózkiem inwalidzkim. Podczas godzinnego rejsu w głąb historii rzecznego miasta Warszawy pasażerowie poznają sekrety Wisły i Solca - najstarszej przystani w Stolicy. Dlaczego Solec nazywa się Solec, i dokąd jest 511 km z Solca? Kim byli Andrzej Hrabia Zamoyski i Maurycy Fajans? Kto i dla czego zbudował za małą bramę przeciwpowodziową? Co wskazuje wodowskaz Czerniakowski? Kiedy zawali się Trasa Łazienkowska i dlaczego statki pływały na zimowiska? Rejsy są bezpłatne dzięki wsparciu projektu Stwora przez Miasto st. Warszawę ale koniecznie trzeba się zapisać telefonicznie pod nr. 502 276 612, bo łódka zabiera jednorazowo max. 10 osób.

Dalej.

- Stowarzyszenie Kongres Kobiet, Fundacja Rozwoju Demokracji Lokalnej i Fundacja Feminoteka organizują we wrześniu i październiku dwudniowe, sobotnio-niedzielne szkolenia – po jednym w każdym województwie - dla kandydatek startujących w wyborach samorządowych. Dlatego, jeśli marzy nam się kariera polityczna, warto zapisać się na to darmowe szkolenie. Organizatorzy zapewniają, że nie preferują żadnej opcji politycznej.

Szkolenia są bezpłatne. Dojazd i nocleg uczestniczki załatwiają we własnym zakresie, termin szkolenia to: Warszawa 18-19 września 2010. Szczegóły dostępne są na www.stowarzyszeniekongreskobiet.pl

- Park w Wilanowie, to kolejna propozycja dla chcących poznać Warszawę razem z jej kulturą i pięknem. Niedziela jest dniem bezpłatnego wstępu do pałacu. Z bezpłatnego wstępu tego dnia korzystać mogą osoby zwiedzające pałac indywidualnie. Na niedziele nie jest prowadzona rezerwacja. Goście zwiedzają pałac bez przewodnika. Bezpłatne bilety na określoną godzinę są do odebrania w kasie pałacowej w dniu zwiedzania. Liczba biletów wejściowych ograniczona. W dniu tym istnieje całkowity zakaz oprowadzania grup przez przewodników. Zwolnienie z opłaty za wstęp w niedzielę dotyczy tylko pałacu - wystawy czasowe w Oranżerii są płatne. Natomiast dniem bezpłatnego wejścia do parku jest czwartek.

Co jeszcze warto zobaczyć w Warszawie?

- W Warszawie możemy zwiedzać najróżniejsze muzea, także za darmo, trzeba tylko zapoznać się z szczegółami dotyczącymi dni wolnych od opłat.

- Warszawa zaprasza również nocą, na dyskoteki, karaoke, do pubów, czy do restauracji. Tu także możemy liczyć na atrakcyjne promocje cenowe, bądź zniesione wejściówki do wybranych lokali rozrywkowych.

- Ciekawe propozycje rozrywkowe oferuje także Dom Kultury „Włochy”, gdzie bardzo przyjemnie zapowiada się wrzesień 2010, uczestniczyć możemy miedzy innymi w „Dniach włoskich we Włochach” a w programie filmy włoskie i warsztaty językowe. Szczegóły tutaj.

* kolejno Dom kultury zaprasza na wernisaż wystawy fotografii podróżniczej Afryka Zachodnia,
* a także „Świat się śmieje” Cykl Kabaret Filip z Konopi Filipa Borowskiego.

Warto dodać, że na przytoczone imprezy wstęp jest wolny.

Imprez rozrywkowych w Warszawie jest całe mnóstwo, wystarczy tylko przeszukać gazety, czy witryny internetowe, by przekonać się, że w stolicy jest co robić. Pamiętajmy o tym szczególnie wówczas, gdy kolejny raz odwiedzimy Warszawę, bez względu na to, czy to wykonując obowiązki służbowe, czy to uczestnicząc w szkoleniach, bądź konferencjach, czy urozmaicając sobie czas podczas weekendu.

M-S-M

---

www.e-konferencje.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Podróż na Ukrainę

Autorem artykułu jest Nemunas



Jest wiele powodów, dla których wybieramy Ukrainę jako cel naszych wycieczek. Chęć poznania wschodniego sąsiada, brak reżimu wizowego, względnie niewysokie ceny usług i bezpieczeństwo - to tylko niektóre z powodów, dla których jeździmy nad Dniepr.

Ukraina - drugi co do wielkości kraj Europy -posiada wiele interesujących turystę możliwości, począwszy od krótkiej wizyty we Lwowie (samodzielnej lub organizowanej przez biuro podróży), a skończywszy na przemierzaniu bezkresów tego kraju w taki sam sposób, w jaki czynią to jego mieszkańcy. Z mojej pilockiej praktyki wyciągam często szereg wniosków, odpytuję turystów moich grup o wyobrażenia dotyczące Ukrainy, jestem ciekaw poczynionych w trakcie pobytu obserwacji wreszcie pytam o ich wnioski i wrażenia. Zdecydowana większość osób, które pojechały ze mną po raz pierwszy chce wrócić samodzielnie już na Ukrainę. Ten pierwszy raz - pierwszy pobyt czy to we Lwowie, czy gdzieś dalej - to bardzo często zderzenie pokutujących w Polsce mitów o Ukrainie z rzeczywistością, która jest o niebo przyjemniejsza.

Turyści mają zawsze wiele pytań, a rolą pilota wycieczek jest udzielanie satysfakcjonujących odpowiedzi. Turyści proszą też o garść praktycznych rad, począwszy od tego, w jakim terminie i jak można najlepiej dojechać z dowolnego zakątka w Polsce do Lwowa – i dalej – w głąb Ukrainy, a skończywszy na tym, gdzie warto się zatrzymać, gdzie i co jeść oraz jak podróżować po kraju. Z moich doświadczeń płynie wniosek, że pilot wycieczek musi poza okresem pilotowania grup dużo czytać o kraju, do którego jedzie jako pilot, a nadto winien ten kraj znać na tyle, by o każdej jego części udzielić choćby krótkiej, fachowej informacji, bez posiłkowania się tekstami z przewodników.

Tym wszystkim, którzy nigdy nie byli na Ukrainie, a chcieliby pojechać zalecam zatem następującą drogę: najpierw wykupienie wycieczki do Lwowa w biurze podróży, które specjalizuje się w danym kierunku dając tym samym gwarancję udanej wycieczki (wystarczy w google wpisac w pole wyszukiwarki odpowiednie zapytanie (frazę), np. organizacja wycieczek na Ukrainę, zapytanie (fraza) biuro podróży może być bowiem zbyt ogólne i nie do końca da nam wyniki zgodne z oczekiwaniami), następnie lektura stron internetowych i blogów dotyczących Ukrainy (zapytanie do google (fraza): blog o Ukrainie będzie zwracać dobre jakościowo wyniki). Wycieczka zorganizowana pozwoli Państwu bezstresowo zapoznac się z krajem (mimo dużej bliskości mentalnej Polaków i Ukraińców nadal Ukrainę dużo różni od Polski), pozyskane w internecie informacje pozwolą na stopniową ich weryfikację oraz przyswojenie dodatkowej wiedzy. Tak przygotowani możecie Państwo samodzielnie układać plan swojej wycieczki, niezależnie czy pojedziecie sami czy w grupie znajomych. Odkrywanie współczesnej Ukrainy może stac się niecodziennym zjawiskiem, życzę zatem Państwu częstych powrotów do kraju nad Dnieprem.

---

Autor jest pilotem wycieczek oraz przewodnikiem turystycznym, projekt Ukraina - otwarta dla świata to blog z aktualnymi poradami dla indywidualnych turystów. Zapraszam wszystkich singli na stronę Eskapady gdzie znajdują się pomysły na wspólne wycieczki po Polsce i Europie.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Norwegia - mroźna kraina bogów

Autorem artykułu jest mackymac



Szukając terenów nie tkniętych cywilizacją, na których będziesz mógł stawić wyzwanie swojej silnej woli, udaj sie do Norwegii. To kraina piękna i bezlitosna. Zapamiętasz ją jako coś kompletnie odmiennego od innych obszarów świata.

Dla tych, którzy na wakacje nie lubią męczyć się upałami, dobrą propozycją jest Norwegia. Dosyć mroźny, północny kraj ma wiele do zaoferowania. Między innymi urzekające piękno przyrody i krajobrazu. O każdej porze roku kuszą nas one innym czarem i, gwarantuję Wam, wrażenia zawsze są wręcz wstrząsające.

Królestwo Norwegii (Tak! Ten kraj ma króla. Obecnie jest nim Harald V.) jest położone na Półwyspie Skandynawskim. Pod względem gęstości zaludnienia stoi wyżej tylko od Islandii. Oznacza to, iż jest to kraina pełna otwartych krajobrazów, nie zakłóconych obecnością człowieka i jego dzieł. Ludność jest skupiona głównie w południowych regionach. Północ zaś to dzicz - piękna, niebezpieczna, bogata w zwierzynę i naturalne surowce.

Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów norweskiej geografii są fiordy. To głębokie, wąskie zatoki wrzynające się głęboko w ląd. Otoczone są górskimi zboczami, które sięgają wysokości nawet 1000 m! Jest to niesamowity widok, swoją bezwzględną wzniosłością wspaniale pasujący do mroźnego klimatu tego regionu. Oprócz estetycznych wzruszeń fiordy mogą nam dostarczyć nie lada rozrywki. Są niezwykle bogatymi łowiskami. Za pomocą wędki możemy tam wyciągnąć prawdziwą bestię, walka z którą będzie niezapomnianym wrażeniem.

Norwegia jest krajem górzystym. Aż 32% jej powierzchni znajduje się ponad granicą wzrostu drzew. Oznacza to, iż jest ona idealnym celem wyjazdu wakacyjnego dla tych, którzy lubią górskie wspinaczki. To raj dla miłośników aktywnej turystyki. Z norweskich szczytów można podziwiać niepowtarzalne widoki - fiordy, fieldy, wodospady oraz pozostałości po lodowcach. Surowy urok tej krainy wzbudza podziw, ale też trwogę i respekt. Ten drugi zresztą słusznie. Na norweskich szlakach trzeba zachować rozsądek. Chociażby dlatego, że w niektórych rejonach kraju temperatura potrafi spadać poniżej 30 stopni Celsjusza.

Norwegowie to dumny naród, zahartowany życiem w ciężkich warunkach (zaskakująca może być chociażby informacja, że tereny uprawne to zaledwie... 3% obszaru tego kraju!). Wymagające otoczenie wyrobiło w nich praktyczność i zaradność. Nie lubią bezczynności, pracują ciężko i solidnie, świetnie się też organizują w grupie. Będąc tam pamiętaj, że niespełna pięciomilionowy naród traktuje swój kraj jak wspólny dom. Uszanuj to.

---

Tekst inspirowany artykułem ze strony relacjezwakacji.pl.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Grecja - sielankowa kolebka cywilizacji

Autorem artykułu jest mackymac



Grecja - hasło z podręczników historii? W antycznych dekoracjac znajdziesz tam mnóstwo słońca i życia. Na pewno nie będzie to wizyta w muzeum.


GrecjaGrecja, chyba niezależnie od poziomu oczytania, kojarzy się z początkami cywilizacji. Tam ma swoje źródła nasza kultura i ciężko o tym zapomnieć decydując się na wizytę w tym kraju. Oczywiście nie oznacza to, iż wybieramy się na wycieczkę do muzeum. Nobliwe antyczne ruiny wyrastają w słonecznej krainie zamieszkanej przez lud beztroski i gościnny.

Wielkim bogactwem Grecji jest to, że oferuje nam mnóstwo historii, a jednocześnie walory śródziemnomorskiego kurortu. Zajmuje bardzo zróżnicowaną geograficznie krainę. Już chociażby sam fakt, że dzieli się na część kontynentalną (południe Półwyspu Bałkańskiego) oraz wyspiarską (Morze Egejskie, Jońskie i Śródziemnomorskie) gwarantuje bogactwo krajobrazu. Napotkamy tu na skaliste szczyty, piaszczyste plaże, na równiny wypełnione bogatą roślinnością, na gaje oliwne, pomarańczowe oraz na winnice (warto skosztować wytwarzanego w nich wina!).

Kuchnia grecka jest dostosowana do tutejszego klimatu. Sporo jest prostych, lekkostrawnych potraw, które nie obciążają zbytnio żołądka i pozwalają cieszyć się energią oraz lekkością. Ze zdziwieniem odkryjesz, iż na świeżym powietrzu, pośród pięknego krajobrazu tego zakątka globu, cudem kulinarnym wydaje się jedzenie chociażby takie jak chleb z oliwą. Rzecz jasna oliwa jest najwyższej jakości, a chleb to lokalny wypiek. Taki posiłek koniecznie wzbogacić należy warzywami, które także pochodzą z miejscowych hodowli.

W Grecji znajdziesz mnóstwo zabytków. Także tych dobrze znanych z lekcji historii. Są to np. świątynia Ateny oraz świątynia Zeusa, obydwie zlokalizowane w stolicy, czyli w Atenach. Wszędzie rzucają się w oczy charakterystyczne, jasne budynki z wapienia. W Mykonos trafisz na olśniewające bielą fasad miasto, w którym łatwo się zagubić – budowano je tak, aby było zagadką dla piratów. Dlatego wygląda jak labirynt.

Ludność tej krainy jest przyjazna i gościnna. Ceny są zróżnicowane. W turystycznych zagłębiach miejscowi oczywiście nauczyli się korzystać z napływu turystów. Łatwo więc zostać przysłowiowo „złupionym”. Jednak jeżeli się dobrze poszuka i potarguje, ceny nie odbiegają od naszych rodzimych.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Wypoczynek dla polskich seniorów, program Travel Senior - Hiszpania

Autorem artykułu jest Nemunas



Drugi już sezon pod hasłem Travel Senior w pełni. Polscy turyści korzystają z możliwości taniego wypoczynku na południu Hiszpanii. Co kryje się za ofertą wypoczynku dla polskich seniorów?

Program Travel Senior to możliwość skorzystania z atrakcyjnego cenowo wyjazdu na Costa del Sol i na Costa de la Luz w miesiącach, gdy w powyższych regionach nie ma ruchu turystycznego. Program ten obecnie ma drugą edycję i z jednej strony pozwala polskim seniorom (osobom, które ukończyły 55 lat) na wypoczynekw Hiszpanii w okresie wrzesień - kwiecień/maj a z drugiej strony ratuje hiszpańskie miejsca pracy i stymuluje rozwój turystyki przyjazdowej do Hiszpanii.

Costa del SolCiekawa a przy tym niedroga oferta turystyczna (koszt około 1700 - 1900 PLN za 7 noclegów - w zależności od terminu pobytu) to prawdziwa okazja dla tych wszystkich, którzy marzą o wakacjach w ciepłym klimacie w czasie, gdy w Polsce pogoda nie sprzyja aktywności fizycznej. Czy wiedzą Państwo, że na Costa de la Luz w listopadzie temperatura w ciągu dnia sięga +21 stopni C a średnia ilość godzin słonecznych to 8 godzin dziennie? Pamiętając, jak wygląda polska jesień w listopadzie - nie trzeba większej rekomendacji.

Wypoczynek seniorów w Hiszpanii odbywa się w dość ekskluzywnych warunkach: hotele czterogwiazdkowe (standardowo jest to pokój 2-osobowy), wyżywienie w formie bufetu 3 x dziennie w tym woda i wino gratis, dwie wycieczki półdniowe w cenie oraz przelot samolotem rejsowym z Warszawy (lub innego miasta w Polsce) oraz transfery w Hiszpanii.

Co więcej - oferta jest tak skonstruowana, że wraz z 1 seniorem (czyli osobą, która ukończyła 55 lat) bez dodatkowych opłat może podróżować osoba młodsza i nawet niekoniecznie spokrewniona z seniorem. W praktyce jednak często z tej formy korzystają małżeństwa, w których tylko jeden z małżonków przekroczył 55 lat, albo też np. babcia (lub dziadek) z wnukiem/wnuczką. W pokoju 2 - osobowym można dokwaterować jeszcze jedną osobę (przy czym aby można było skorzystać ze zniżki za 3 miejsce w pokoju - dwie pierwsze muszą być seniorami).

Oferta ta - często nazywana ofertą dla emerytów nie jest zawężana tylko do emerytów. W Polsce mężczyzna w wieku 55 lat to człowiek w sile wieku, jeszcze pracujący - zatem słowo "senior" jest tu bardziej trafne.

Ofertę sprzedaje kilka biur w Polsce - zapraszam do dalszej lektury informacji o programie Travel Senior.

---

Autor jest pilotem wycieczek oraz przewodnikiem turystycznym, projekt Ukraina - otwarta dla świata to blog z aktualnymi poradami dla indywidualnych turystów. Zapraszam wszystkich singli na stronę Eskapady gdzie znajdują się pomysły na wspólne wycieczki po Polsce i Europie.


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

piątek, 18 lutego 2011

Ósme cuda świata

Autorem artykułu jest Bilety Lotnicze



Wyjazd do Zjednoczonych Emiratów Arabskich kosztuje majątek. Hotele w Dubaju są jednymi z najlepszych i najdroższych na świecie. Zwykli śmiertelnicy nie mogą nawet marzyć o tym miejscu, dopóki nie wygrają wielkich milionów.

Hotele w Dubaju

Kraj ten bardzo szybko się rozwija i zapoczątkował modę na tworzenie sztucznych wysp. Jest to świat piękna, przepychu i luksusu. Zaskakują różnymi kształtami: palmy, gwiazdy czy też kontynentu. Nim jeszcze projekty zostają ukończone, mieszkania czy malutkie wysepki przeznaczone na sprzedaż już od dawna są wykupione przez sławne gwiazdy i miliarderów, którzy nie mają co robić z pieniędzmi

Inwestycje te, często są po prostu kaprysem bogatych ludzi i pomysłem na zarobienie dużych kwot, jednak zdarza się, że są pomysłem na powiększenie przeludnionego kraju. Palm Islands, The World, czy Durrat al Bahrain, to tylko niektóre nazwy wysp powstałych bądź będących w planach słynnych architektów z całego świata. W ślad za Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi idą już inne kraje takie jak Rosja, Korea Południowa czy Kanada. Swoje plany ma nawet Sopot. Samo wybudowanie wyspy to jednak za mało. Inwestorzy budują coraz to większe, wymyślne cuda architektoniczne. Na archipelagu Palm Island stoi najwyższy wieżowiec świata Burj Dubai (obecnie Burj Khalifa) o wysokości 828 metrów. Kształt budynku nawiązuje do kwiatu pustyni. Szczyt budynku zwieńczony jest iglicą. Znajdują się w nim apartamenty, biura i 66 najszybszych wind na świecie mogących pomieścić na swoim pokładzie 21 osób. Jest on tak wysoki, że różnica temperatur pomiędzy parterem a najwyższym piętrem wynosi 6 stopni Celsjusza.

Wszyscy się nim zachwycają, jednak jak dla mnie jest to budynek, który pożera mnóstwo energii i wody - praktycznie tyle co całe miasto a powierzchnia użytkowa jest dużo mniejsza niż mogłoby się wydawać. Na samej górze około 30-40 pięter ma tak mało miejsca, że mogą być wykorzystane co najwyżej jako magazyn. O hotelach w Dubaju mogą myśleć tylko Ci, którzy uwielbiają przesadę. Ja osobiście wolę ciche i spokojne miejsca a do mieszkania wystarczy mi namiot. Jestem z rodzaju ludzi, którzy ponad wszelkie wygody i luksusy przedkłada naturę, spokój, ciszę i miłość drugiej osoby. Właśnie tyle wystarczy by uczynić mnie szczęśliwą. A wszystkie sztuczne wyspy, które teraz przeżywają swoje pięć minut, kiedyś zostaną zapomniane, ponieważ znajdzie się ktoś kto stworzy coś jeszcze lepszego.. jak to zwykle bywa.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

W kraju świątyń i pałaców

Autorem artykułu jest Anna Chreptowicz



Indie to kraj o niezliczonej liczbie atrakcji. Począwszy od majestatycznych i przepięknych zabytków, poprzez krajobrazy, fascynującą kulturę, tradycje, kuchnię i wiele, wiele więcej.

Warto jest wybrać się do świata z baśni Tysiąca i jednej nocy, aby przeżyć najwspanialszą przygodę życia.
Zazwyczaj indyjska podróż rozpoczyna się w Nowym Delhi – stolicy niepodległych Indii. Jest to wielka metropolia, która może poszczycić się dużą ilością ciekawych miejsc. Na przestrzeni wieków przejmowane przez Arabów, Wielkich Mogołów i Brytyjczyków, którzy doprowadzili do powstania na sobie i obok siebie siedmiu miast Delhi (dowodzą tego przeprowadzane wykopaliska archeologiczne). Historia starożytnego Delhi jest opisana w wielkim eposie indyjskim – Mahabharacie. Tak bogata przeszłość zostawiła po sobie oczywiście ślad w postaci licznych zabytków, najpopularniejsze i najpiękniejsze z nich to: Dżami Masdżid i Bahaistyczna Świątynia Lotosu. Pierwszy z nich jest największym meczetem Indii, zbudowanym w latach 1654-58 przez mogolskiego władcę Szahdżahana. Stworzony z czerwonego piaskowca i białego marmuru, robi oszałamiające wrażenie. Przed meczetem znajduje się ogromny plac, mogący pomieścić nawet 25 tysięcy ludzi.
Świątynia Lotosu jest miejscem, w którym może modlić się każdy, niezależnie od wyznania – w jej wnętrzu nie ma żadnych symboli religijnych. Została zbudowana według nowoczesnych trendów architektonicznych w latach 1980-86. Inspiracją do stworzenia obiektu był kwiat lotosu. Świątynia cieszy się wielkim powodzeniem wśród turystów, zarówna dzięki oryginalnej konstrukcji, jak i ze względu na swoją religijną „uniwersalność”.
Kolejnym zabytkiem wartym obejrzenia, jest najwyższy na świecie minaret, zbudowany z cegieł. Każda pojedyncza cegła jest bogato zdobiona inskrypcjami w alfabecie arabskim, co sprawia niesamowite wrażenie. Minaret powstał za czasów panowania muzułmańskiego najeźdźcy Kutb-ud-din-Ajbak. Na przestrzeni wieków zyskał sobie niechlubną sławę wśród samobójców, którzy obierali go za cel ze względu na jego wysokość (73m). Obiekt został wpisany w 1993r. na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.
Znalazł się na niej również Grobowiec Humajuna (1564-72) – jednego z władców Indii z dynastii Wielkich Mogołów. Budowla swoim stylem jest bardzo zbliżona do słynnego Tadź Mahal. Okala ją przepiękny ogród krajobrazowy, typowy dla architektury mogolskiej.
Ostatni z obiektów, o którym warto wspomnieć, jest Czerwony Fort. Był to pałac w nowej stolicy Szacha Dżahana, który rozpoczął jego budowę w 1638r. Dzisiaj obiekt stanowi jedno z najpopularniejszych miejsc wśród turystów, jest symbolem wyzwolenia się spod władzy brytyjskiej i dowodem potęgi dawnego Imperium. W 2007r. Fort został wpisany na listę UNESCO.

Kolejnym, ważnym miastem na trasie podróży po Indiach jest Agra – dawna stolica państwa. Znajdziecie tu szereg zabytków kultury islamu, jednakże najpopularniejszym i odwiedzanym przez rzesze turystów z całego świata, jest z pewnością Tadź Mahal. Mauzoleum wzniósł Szahdżahan w hołdzie swej przedwcześnie zmarłej żony Mumtaz Mahal, stąd często nazywane jest Świątynią Miłości. Obiekt miał nie mieć sobie równych na całym świecie i, po części, cel ten został osiągnięty. Tadź Mahal jest najwspanialszym przykładem architektury persko-mogolskiej. Okala go przepiękny ogród krajobrazowy, podzielony na cztery części, który miał stanowić wyobrażenie Raju. Wejście do mauzoleum poprzedza olbrzymia brama, symbolizująca wrota do tegoż Raju. Główny budynek stanowi monumentalna świątynia z charakterystyczną kopułą w kształcie cebuli. Otaczają je cztery minarety – sprawujące rolę wież strażniczych. Budowa kompleksu trwała 22 lata i zaangażowanych w nią było ponad 20 tysięcy budowniczych. Poza ogromnymi ilościami marmuru, ściany budowli pokryte są różnymi rodzajami kamieni szlachetnych i dekoracjami kaligraficznymi z czarnego marmuru. Z powodu postępującego ciemnienia marmuru, wydano zakaz budowania obiektów przemysłowych w promieniu 50km od świątyni.
Symbol miłości i oddania małżonka dla zmarłej żony, doczekał się jednego z największych wyróżnień na świecie – w 2007r. został uznany za jeden z siedmiu nowych cudów świata (wg współczesnej listy tworzonej przez szwajcarską firmę New Open World Corporation).


Bombaj – stolica indyjskiej kinematografii, to następny przystanek dla podróżników. Stanowi on mieszankę najrozmaitszych religii i kultur, dzięki temu, iż wysoki poziom życia przyciąga wielu imigrantów. Przez wieki Bombaj był przechwytywany przez coraz to innych kolonizatorów: m.in. Portugalczyków i Brytyjczyków. Będąc w tym mieście można zapoznać się bliżej z kulturą i tradycją hindusów, zasmakować wspaniałej kuchni i poznać nocne życie. Jest to miejsce zarówno dla miłośników historii, jak i wszystkich, którzy chcieliby bliżej poznać codzienne życie przeciętnego „bombajczyka”. Dzięki, największej w Azji, ilości kin i miejscu narodzin indyjskiej kinematografii, miasto często nazywane jest przydomkiem Bollywood. Warto udać się wieczorem na seans do jednego z kin, choćby Regal Cinema (jedno z najstarszych w Bombaju) i obejrzeć tradycyjny, kolorowy i pełen wspaniałej muzyki film indyjski. Miłośników kultury z pewnością zadowoli wizyta w galeriach sztuki, muzeach, czy najstarszej bibliotece publicznej w mieście (1833r).
Dodatkowo warto zwiedzić zabytkowy Dworzec Wiktorii z 1888r., zbudowany w stylu gotyckim. Jest to główny dworzec kolejowy Bombaju, który w 2004r. został wpisany na listę UNESCO. Również Brama Indii z pewnością jest warta obejrzenia. 26-metrowy łuk, zbudowany na cześć wizyty angielskiego króla Jerzego V w latach 1915-24 – to dzisiaj jedno z najpopularniejszych miejsc spotkań towarzyskich w mieście.
Kościół Mount Mary jest najczęściej odwiedzanym obiektem sakralnym w Bombaju, coroczny festiwal poświęcony Marii (8 września), przyciąga w to miejsce wiernych z całego świata.

Będąc w Indiach nie można pominąć wizyty w Różowym Mieście. Jaipur (to oficjalna nazwa tego miejsca) swój przydomek zawdzięcza pewnemu interesującemu przedsięwzięciu, którego inicjatorem był jeden z historycznych władców – Dźaj Singh. Zarządził on mianowicie, aby wszystkie budynki starego miasta pomalować na różowo, powód tego osobliwego nakazu nie jest znany. W Jaipurze znajduje się jeden z najoryginalniejszych pałaców świata – Pałac Wiatrów. Zbudowany w 1799r. obiekt składa się przede wszystkim z fasady. Był on przeznaczony dla małżonek wielkich panów dworu. Umiejscowiony przy jednej z głównych ulic miasta, dawał damom możliwość obserwowania codziennego życia mieszkańców. Przepiękna fasada pałacu składa się z 953 okienek – przez które właśnie mogły wyglądać kobiety. Obiekt jest przykładem oryginalnej architektury radźputów.
Do zupełnie innej kategorii zabytków, jednak nie mniej ciekawej, należy z pewnością obserwatorium astronomiczne Jantar Mantar z 1728r. Jest to największe i najlepiej zachowane obserwatorium w kraju, zbudowane przez wielkiego miłośnika astronomii – Singha II. Składa się ono z 16 obiektów, które umożliwiają m.in. ustalanie dat zaćmienia słońca, obserwowanie gwiazd i obliczanie ich pozycji, czy ustalanie azymutu.


Indie wymykają się wszelkim próbom opisu. To państwo tak niesamowite i piękne, iż żaden przewodnik, żadne zdjęcia – nie oddadzą ducha i atmosfery tego miejsca. Kraj okrutnie doświadczony przez historię, dzielnie walczący o niepodległość, w którym za każdym rogiem skrywają się symbole i znaki minionych wieków, przelanej krwi, miłości i pasji. Warto zwiedzić to miejsce, aby poczuć ducha kumulujących się w nim wpływów najróżniejszych kultur.

---

Zespół Net Holidays


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Norwegia - kraj dla ludzi wrażliwych na piękno.

Autorem artykułu jest Odkrywca



Norwegia to wyjątkowe miejsce na ziemi. Odnosi się tam wrażenie, że czas płynie dużo wolniej, ludzie żyją spokojniej, a przyroda jest bardziej przyjazna niż gdzie indziej. Żadna książka ani przewodnik nie zastąpi osobistego spotkania z tym miejscem.

Kawa wypita przy pięknym fiordzie to ma niezapomniany smak. Można tak siedzieć bez końca, wpatrując się w te cuda natury, które przypominają człowiekowi, jak bardzo jest związany z przyrodą i jej dobrodziejstwami. Łatwiej w takim terenie o większą życzliwość dla ludzi i dla zwierząt.

Kto był w tym kraju, z pewnością do niego powróci. Nieziemsko piękne krajobrazy fiordy, lodowce i bezkres przyrody. Tego nie można zapomnieć. To zostaje w umyśle i sercu do końca życia. Każdy, kto kocha przyrodę, piesze wędrówki, pustkowia, spokojne i wolne od natłoku samochodów drogi, powinien pojechać do Norwegii, by doświadczyć tych niezapomnianych przeżyć. Jadąc do Norwegii, warto pamiętać, że to kraj, o który jego mieszkańcy szczególnie dbają. Choć zaludnienie jest tam niewielkie w stosunku do powierzchni, czystość i dbałość o przyrodę jest na pierwszym miejscu u większości, o ile nie u wszystkich Norwegów. Przemierzając bezludne tereny dobrymi, choć wąskimi drogami, warto pamiętać o przestrzeganiu przepisów. Norwegowie niezależnie od tego, jak szybkim samochodem jadą, nie przekraczają dozwolonej prędkości. Nie spotkamy tam zbyt często piratów drogowych, a jeśli już, to najczęściej są to obcokrajowcy. Mandaty w Norwegii są bardzo wysokie i tak naprawdę nie opłaca się łamać zasad ruchu drogowego. Poza tym, chyba nie po to jedzie się do Norwegii, by ją przejechać jak najszybciej, ale by jak najwięcej zobaczyć,a to jest możliwe tylko przy wolnej, spokojnej jeździe.
Najlepiej na zwiedzanie Norwegii wybrać się między czerwcem a początkiem września. Białe noce wywierają wtedy niesamowite wrażenie na każdym, kto przyzwyczajony jest na co dzień do wyraźnej różnicy między porami dnia. Tam ich prawie w tym okresie nie ma.

Choć to tak piękny i spokojny kraj, noc polarna sprawia, że duży odsetek Norwegów nie wytrzymuje wielodniowego braku intensywnego światła słonecznego i wpada w depresję, kóra niekiedy kończy się odebraniem sobie życia. To jeden z powodów, dla kórych nie tak łatwo być optymistą, mieszkając na stałe w Norwegii, choć nie jest to niemożliwe. Właściwie to wszystko zależy od indywidualnego podejścia każdego mieszkającego tam człowieka. Na sam optymizm wpływ mają bowiem nie tylko zewnętrzne okoliczności, czy poziom światła w otoczeniu, choć odgrywa to niemałą rolę. Częściej osobiste skłonności i charakter człowkieka, żyjącego w danej części kuli ziemskiej decydują o sposobie widzenia przez niego świata zewnętrznego.

Czas w Norwegii to dla turysty pojęcie względne. Jednak prawdę mówiąc, bardzo trudno nawet tam oderwać się od patrzenia na zegarek. Może, gdyby pobyt się przedłużył do kilku miesięcy i polegał tylko na zwiedzaniu i odpoczywaniu, nawyk życia na czas, trochę by zmalał, ale chyba by nie zniknął.

W Norwegii, przemierząjąc bezludne i mało zaludnione tereny, warto mieć ze sobą namiot. Tam, inaczej niż w Polsce, można przenocować nawet blisko drogi, zachowując bezpieczną odległość od rzadko przejeżdzających samochodów. Wystarczy skrawek wolnego miejsca, by rozbić małe obozowisko, a gdy zapadnie wieczór trudny do odróżnienia od dnia, można usiąść z kubkiem herbaty w dłoni i zasłuchać się w ciszę. Jeden a nawet dwa dni, można tak nocować, potem trzeba zmienić miejsce obozowiska. Nie ma z tym problemu, gdy celem wyjazdu do Norwegii jest jej przemierzanie, a nie stacjonowanie w jedym miejscu. Jest to jednocześnie w miarę bezpieczne, choć 100% gwarancji nikt nie może nam dać.


Norwegia wciąż jest otwarta dla wszystkich, którzy zechcą jej poświęcić trochę swojej uwagi i nie pozostawia nikogo bez ogromnej dawki pozytywnych wrażeń, obrazów, spokoju i tak bardzo cennego w dzisiejszych czasach odpoczynku .

---

Blog TAK CHCĘ ŻYĆ!
Rusz się z miejsca i zrób coś w końcu ze swoim życiem, jeśli jeszcze tego nie uczyniłeś!


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Norwegia - kraj dla ludzi wrażliwych na piękno.

Autorem artykułu jest Odkrywca



Norwegia to wyjątkowe miejsce na ziemi. Odnosi się tam wrażenie, że czas płynie dużo wolniej, ludzie żyją spokojniej, a przyroda jest bardziej przyjazna niż gdzie indziej. Żadna książka ani przewodnik nie zastąpi osobistego spotkania z tym miejscem.

Kawa wypita przy pięknym fiordzie to ma niezapomniany smak. Można tak siedzieć bez końca, wpatrując się w te cuda natury, które przypominają człowiekowi, jak bardzo jest związany z przyrodą i jej dobrodziejstwami. Łatwiej w takim terenie o większą życzliwość dla ludzi i dla zwierząt.

Kto był w tym kraju, z pewnością do niego powróci. Nieziemsko piękne krajobrazy fiordy, lodowce i bezkres przyrody. Tego nie można zapomnieć. To zostaje w umyśle i sercu do końca życia. Każdy, kto kocha przyrodę, piesze wędrówki, pustkowia, spokojne i wolne od natłoku samochodów drogi, powinien pojechać do Norwegii, by doświadczyć tych niezapomnianych przeżyć. Jadąc do Norwegii, warto pamiętać, że to kraj, o który jego mieszkańcy szczególnie dbają. Choć zaludnienie jest tam niewielkie w stosunku do powierzchni, czystość i dbałość o przyrodę jest na pierwszym miejscu u większości, o ile nie u wszystkich Norwegów. Przemierzając bezludne tereny dobrymi, choć wąskimi drogami, warto pamiętać o przestrzeganiu przepisów. Norwegowie niezależnie od tego, jak szybkim samochodem jadą, nie przekraczają dozwolonej prędkości. Nie spotkamy tam zbyt często piratów drogowych, a jeśli już, to najczęściej są to obcokrajowcy. Mandaty w Norwegii są bardzo wysokie i tak naprawdę nie opłaca się łamać zasad ruchu drogowego. Poza tym, chyba nie po to jedzie się do Norwegii, by ją przejechać jak najszybciej, ale by jak najwięcej zobaczyć,a to jest możliwe tylko przy wolnej, spokojnej jeździe.
Najlepiej na zwiedzanie Norwegii wybrać się między czerwcem a początkiem września. Białe noce wywierają wtedy niesamowite wrażenie na każdym, kto przyzwyczajony jest na co dzień do wyraźnej różnicy między porami dnia. Tam ich prawie w tym okresie nie ma.

Choć to tak piękny i spokojny kraj, noc polarna sprawia, że duży odsetek Norwegów nie wytrzymuje wielodniowego braku intensywnego światła słonecznego i wpada w depresję, kóra niekiedy kończy się odebraniem sobie życia. To jeden z powodów, dla kórych nie tak łatwo być optymistą, mieszkając na stałe w Norwegii, choć nie jest to niemożliwe. Właściwie to wszystko zależy od indywidualnego podejścia każdego mieszkającego tam człowieka. Na sam optymizm wpływ mają bowiem nie tylko zewnętrzne okoliczności, czy poziom światła w otoczeniu, choć odgrywa to niemałą rolę. Częściej osobiste skłonności i charakter człowkieka, żyjącego w danej części kuli ziemskiej decydują o sposobie widzenia przez niego świata zewnętrznego.

Czas w Norwegii to dla turysty pojęcie względne. Jednak prawdę mówiąc, bardzo trudno nawet tam oderwać się od patrzenia na zegarek. Może, gdyby pobyt się przedłużył do kilku miesięcy i polegał tylko na zwiedzaniu i odpoczywaniu, nawyk życia na czas, trochę by zmalał, ale chyba by nie zniknął.

W Norwegii, przemierząjąc bezludne i mało zaludnione tereny, warto mieć ze sobą namiot. Tam, inaczej niż w Polsce, można przenocować nawet blisko drogi, zachowując bezpieczną odległość od rzadko przejeżdzających samochodów. Wystarczy skrawek wolnego miejsca, by rozbić małe obozowisko, a gdy zapadnie wieczór trudny do odróżnienia od dnia, można usiąść z kubkiem herbaty w dłoni i zasłuchać się w ciszę. Jeden a nawet dwa dni, można tak nocować, potem trzeba zmienić miejsce obozowiska. Nie ma z tym problemu, gdy celem wyjazdu do Norwegii jest jej przemierzanie, a nie stacjonowanie w jedym miejscu. Jest to jednocześnie w miarę bezpieczne, choć 100% gwarancji nikt nie może nam dać.


Norwegia wciąż jest otwarta dla wszystkich, którzy zechcą jej poświęcić trochę swojej uwagi i nie pozostawia nikogo bez ogromnej dawki pozytywnych wrażeń, obrazów, spokoju i tak bardzo cennego w dzisiejszych czasach odpoczynku .

---

Blog TAK CHCĘ ŻYĆ!
Rusz się z miejsca i zrób coś w końcu ze swoim życiem, jeśli jeszcze tego nie uczyniłeś!


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Turystyczne atrakcje Omiša- dalmatyńskiego miasteczka

Autorem artykułu jest scribulonek



Chorwacja już od lat jest na czele wybieranych kierunków turystycznych, głównie ze względu na stosunkowo niewielki koszt wyjazdu wakacyjnego, gwarantowaną pogodę i wiele atrakcji na miejscu, zarówno dla miłośników sportów wodnych, jak i entuzjastów zwiedzania.

Jednym z częściej odwiedzanych miejsc w Chorwacji jest urokliwe miasteczko w Dalmacji środkowej, położony przepięknie między górami, rzeką Cetiną a Morzem Adriatyckim Omiš. Już sam fakt, że w środku miasteczka znajduje się piękna jak na warunki chorwackie, szeroka i piaszczysta plaża, przemawia za tym, że rodziny z małymi dziećmi chętnie wybierają wakacje w Omišu. Główna plaża, nie dość, że zadbana, z prysznicami i wodnym placem zabaw dla dzieci, jest ocieniona drzewkami piniowymi, pod którymi można z reguły uciąć sobie pogawędkę ze starszymi mieszkańcami miasteczka, bardzo przyjaźnie nastawionymi do turystów, którzy potrafią powiedzieć parę słów w ich języku. Natomiast kąpiel w ciepłych wodach Adriatyku z widokiem na pobliskie góry jest doznaniem niezwykle miłym, szczególnie w połączeniu z możliwością nurkowania i oglądania dna morskiego w poszukiwaniu pięknych okazów muszli. Szeroka mielizna pozwala na kąpiel również osobom i dzieciom nie potrafiącym pływać, co również ma duże znaczenie przy wyborze miejsca plażowania.

Piaszczysta plaża Omiša to, oczywiście, nie jedyne turystyczne atrakcje Chorwacji w tym rejonie. Miasteczko ma bardzo bogatą historię, w XIII wieku było siedzibą piratów, czego pozostałością jest ich twierdza na wzgórzu, w XV wieku, jak pozostałe miasteczka w okolicy, Omiš pozostawał pod panowaniem Wenecji. Na wzgórzach w okolicach miasteczka znajdują się pozostałości po panowaniu rzymskim w postaci resztek budowli z tego okresu. Nad miastem góruje twierdza Starigrad, z której rozciąga się wspaniały widok na Cetinę, domy z czerwonymi dachami, morze i góry. W samym miasteczku znajdziemy także kilka miejsc, do których warto zajrzeć, barokowy kościół świętego Michała, klasztor franciszkański, a przede wszystkim preromański kościółek świętego Piotra z X wieku. Smakosze kuchni śródziemnomorskiej w Omišu znajdą wiele typowych konob, rodzinnych restauracji z wyśmienitymi owocami morza, čevapčiciami i włoską pizzą. Natomiast amatorzy sportów ekstremalnych koniecznie powinni wybrać się na rafting Cetiną, organizowany przez lokalne biura turystyczne. Jest to przeżycie dla każdego, kto lubi przygody, w dodatku zupełnie bezpieczna atrakcja, na którą można wybrać się całą rodziną.

---

http://ciekawa-istria.pl http://ciekawa-dalmacja.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

czwartek, 17 lutego 2011

Samokov i moda na miejscowości

Autorem artykułu jest Li Li



Przed każdymi wakacjami powraca zasadnicze pytanie: co wybrać? Wakacje w Bułgarii, wakacje w Grecji, Czarnogórze czy może w Chorwacji? A może zdecydować się na Lazurowe Wybrzeże? Takie miejsca jak Cannes, Nicea, Monaco, Antibes kuszą.


Czasami decyduje przypadek, czasami pomaga sugestia czy opinia znajomych, a czasami rozstrzygającym elementem są informacje i opinie przeczytane w Internecie. Bułgarskie Złote Piaski wcale nie są gorsze od Saint-Tropez, a Burgas czy Warna mogą śmiało konkurować z Monaco i Monte Carlo. To nie tylko kwestia dużych pieniędzy, którymi dysponują nadmorskie kurorty, ale też mody. A ta woli lansować francuskie, hiszpańskie czy włoskie miejscowości.

Ale wakacje w Bułgarii to nie tylko wypoczywanie na plaży i kąpanie się w Morzu Czarnym, chociaż dla wiele osób słowo Bułgaria jest nierozerwalnie powiązane z Morzem Czarnym. Jeśli ktoś chce wyjść poza ten stereotyp letniego wypoczynku w Bułgarii, to powinien pojechać w głąb kraju. Piękne, stare miasta jak choćby Płowdiw, Weliko Tyrnowo czy Szumen mają tyle urokliwych, zabytkowych budowli, że właściwie bez względu na to, który rejon wybierzemy, to zawsze znajdziemy coś zaskakującego i wspaniałego.

Przykładem takiego zaskakującego miejsca to leżący około 50 km od Sofii Samokow. Samokow może być doskonałym miejscem do zwiedzania miast i miasteczek oddalonych od niego. W promieniu 50-80 km od Samokowa znajdują się między innymi Sofia, Pazardżik, Panagjuriszte, Kopriwsztica, Bansko, Welingrad, Pesztera. I oczywiście Borowec.

Do Borowca przyjeżdżają tłumy. To jedno z najbardziej obleganych miejsc w pobliżu Sofii. Borowec jest mekką dla amatorów różnych sportów. Ale znany też jest jako uzdrowisko. Natomiast oddalony o 9 kilometrów Samokow nie może liczyć na taką popularność jak Borowec. Ale może właśnie to jest jedną z zalet tego miejsca. To, że w Samokowie nie ma aż tylu turystów, na pewno sprzyja wypoczynkowi. A piękne okolice Samokowa oferują wiele miłych, niezapomnianych przeżyć.

---

Zobacz:
- przewóz osób
- Szczawnica noclegi
- tanie noclegi Kraków


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Barcelona - muszisz tam być!

Autorem artykułu jest Magdalena Hojnor



Barcelona to miasto położone w północno – wschodniej części Hiszpanii nad Morzem Śródziemnym. To stolica prowincji – Katalonii. Barcelona zajmuje powierzchnię nieco ponad 100 km² i na tym obszarze mieszka 1,8 mln ludzi.

Warto dodać, że jest to drugie co do wielkości miasto Hiszpanii – zaraz po stolicy: Madrycie.
Kiedy już znajdziecie się w tym bajecznym mieście (dotrzecie samolotem, tramwajem, samochodem czy statkiem) powinniście wiedzieć co warte jest waszej szczególnej uwagi.

Niewątpliwym symbolem Barcelony jest Sagrada Familia- do dziś nie nieukończone arcydzieło architektury Antonio Gaudiego.To kluczowa część tej wycieczki. Do naszej listy dopisujemy La Ramblę – najsłynniejszą ulicę Barcelony. To szeroka, obsadzona drzewami promenada. Na tej alei znajdują się bary i restauracje min. na wolnym powietrzu, sklepy, sklepiki, a także duży warty odwiedzenia targ finezyjnych owoców, słodyczy, ryb i innych produktów spożywczych. Targ ten zwany La Boqueria pochodzi z XIII wieku.

Gdy zgłodniejemy koniecznie musimy spróbować hiszpańskich potraw. Na początek różnorakie przystawki, potem tortilla albo paella - obowiązkowo z owocami morza. Warte spróbowania są także hiszpańskie wina. Wieczorem impreza w clubie, położonym blisko plaży. Niesamowite przeżycie. To zupełnie inny klimat niż ten, który oferują nam polskie, miejskie cluby, umieszczone często w piwnicach kamienic.

W Barcelonie nie możemy zapomnieć o budynkach Gaudiego, gotyckiej dzielnicy Barri Gotic, Muzeum Pcassa czy jeden z największych obiektów sportowych – Camp Nou -stadion piłkarski klubu FC Barcelony.
Lista obiektów wartych zobaczenia jest naprawdę długa. Niektórych z nich po prostu nie da się opisać, je trzeba zobczyć na własne oczy. Żadne zdjęcie nie odda uroku pięknych krajobrazów wybrzeża Morza Śródziemnego – Costa Brava, widoków ze wzgórz: Montjiuc, Tibidabo, Parku Güell czy bajecznego placu Plaça de Catalunya wraz z ogrodami i udźwiękowionymi fontannami, które podczas pokazów zmieniają kolory w rytm muzyki.

Klimat i temperaturę Barcelony trzeba poczuć samemu; słoną wodę Morza Śródziemnego; gorące piaski na plażach; powiew ciepłego śródziemnomorskiego wiatru we włosach. Smak zimnego hiszpańskiego wina przy temperaturze 40 °C – niezapomniany!

---

Magdalena Hojnor


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Precel Gruzja

Autorem artykułu jest Li Li



Gruzja – państwo leżące na Zakaukaziu – w większości jest terenem górzystym. Graniczy z Rosją, Azerbejdżanem, Armenią i Turcją a także z Morzem Czarnym. Terytorium Gruzji znajduje się po części w Azji i w Europie.

Klimat jaki tam występuje to podzwrotnikowy – średnia temperatura najchłodniejszego miesiąca to +10 st. C. Należy zaznaczyć, że klimat Gruzji odznacza się piętrowością ze względu na górzystość kraju. Jednakże wyraźną granicą klimatyczną stanowią Góry Suramskie dzielące kraj na klimat podzwrotnikowy suchy oraz podzwrotnikowy morski. W zachodniej części kraju można spotkać rośliny takie jak: figi, palmy, laury czy oliwki, natomiast w części centralnej banany, kiwi, cytrusy czy granaty. Najbardziej jednak jest rozpowszechniona uprawa winorośli z których produkowane są wina rozpowszechnione na całym świecie.

Gruzja należy do tak zwanych państw biednych przyjmując europejskie standardy. Jednakże mimo wielu zniszczeń w wyniku wojny domowej, Gruzja zasadniczo rozwinęła się gospodarczo i przeszła poważną transformację ustrojową – z gospodarki planowej na system wolnorynkowy. Gruzja jest podzielona na: dwie republiki autonomiczne, 9 regionów administracyjnych (podział ten można przyrównać do polskich województw) oraz miasto wydzielone Tbilisi – stolicę kraju. Językiem urzędowym jest gruziński, natomiast mniejszości etniczne posługują się swoimi językami ojczystymi a więc rosyjskim, armeńskim, arabskim. Natomiast dominującą religią wyznaniową są chrześcijanie – prawosławni – a także katolicy i muzułmanie.

Przechodząc do sztuki gruzińskiej należy zaznaczyć, że najważniejsze zabytki pochodzą z czasów przedhistorycznych. Zostały odkryte zabytki z czasów paleolitu i neolitu, a także z epoki brązu. Z okresu hellenistycznego zachowały się zabytki o ornamentach plecionkowych z motywami zwierząt. Wraz ze wzrostem potęgi państwa, sztuka zaczęła się rozwijać dochodząc do doskonałości w wieku XIII. Jednakże w wieku XVII sztuka gruzińska upadła ale zaczęła rozwijać się sztuka europejska. Sztuka gruzińska okresu radzieckiego odznaczała się monumentalną stylizacją. Odrodzeniu uległa sztuka tak zwanej czekanki – metaloplastyka kuta w miedzianej blasze, która nawiązywała do sztuki przedchrześcijańskiej oraz średniowiecznej.

Ciekawostką może okazać się że gruzińskie drogi należą do jednych z najbardziej niebezpiecznych a mimo to w ciągu roku zdarza się tam znacznie mniej wypadków niż na „bezpiecznych” autostradach. Zwężenia nad przepaściami, ostre zakręty, zagrożenia lawinami, tunele powodują znaczny skok adrenaliny u każdego kierowcy. Jednakże przejażdżka takimi trasami pozostawia wspaniałe, niezapomniane wrażenia. (o ile się przeżyje :) )

---

Zobacz:
- wczasy Gruzja
- Rejsy Grecja
- Krakow transfers


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Greenway – Naszyjnik Północy. Jak się z nim zmierzyć?

Autorem artykułu jest hamer



Greenway - Naszyjnik Północy, to szlak o długości (odmierzonej przez jego administratora) 870 km, a rzeczywistej około 1ooo km i więcej. Aby się z nim zmierzyć, trzeba opracować sobie odpowiednią koncepcję. Artykuł ten pomoże w przyjęciu takiej koncepcji.

Przygodę z Naszyjnikiem Północy dalej zwanym przeze mnie Naszyjnikiem można rozpocząć w dowolnym jego punkcie, pamiętając jednak o tym, że w tym samym punkcie go kończymy, po pokonaniu tych teoretycznych ośmiuset siedemdziesięciu kilometrów szlaku.

Piszę, że teoretycznie, bo organizatorzy wytyczając szlak policzyli długość wszystkich odcinków szlaku i tak im wyszło. Jest to długość administracyjna, odbiegająca i to znacznie od rzeczywistej. Rzeczywistej, czyli takiej ilości przebytych kilometrów na szlaku, które poświęcimy na zwiedzanie ciekawych miejsc i obiektów, a które położone są tuż przy szlaku, ale jednak nie na nim i aby je zwiedzić, trzeba ze szlaku odjechać, by ponownie na niego wrócić.

Ja zacząłem przygodę z Naszyjnikiem z pozycji Bornego Sulinowa, położonego na szlaku, kierując się zasadą: dojeżdżam rowerem do szlaku, pokonuję określony odcinek szlaku i wracam na koniec dnia do własnego łoża. Tym sposobem (dojazd rowerem, a także dojazd i rowerem i pociągiem) pokonałem Naszyjnik w części jego pętli wyznaczonej przez Złotów i Biały Bór. Ta druga część pętli Naszyjnika wymagała ode mnie oderwania się od własnego łoża i pokonania jej w formie kilkudniowego rajdu rowerowego, gdzie na końcu każdego etapu czekał na mnie zarezerwowany wcześniej nocleg. Tak pokonałem pętlę w jej części zaczynając w Białym Borze i rajdem po Borach Tucholskich kończąc w Złotowie.

Piszę o tym, bo uważam za ważne to, aby dobrze się zorganizować. Można też tak, jak uczynił mój przyjaciel Remigiusz, Na Naszyjnik przez Bory Tucholskie, zainstalował się w Chojnicach w schronisku młodzieżowym i także dojeżdżając do szlaku, poruszając się po nim i wracając każdego dnia do Chojnic, pokonał go. Nie polecam tej formy, bo to już jest wyczyn wymagający ogromnej kondycji fizycznej.

W każdym innym przypadku START zaczynamy w Debrznie i pokonawszy Naszyjnik kończymy w Debrznie - mieście, w którym mieści się Fundacja Naszyjnika, a miejsce startu znajduje się przy ul. Ogrodowej 26.

W kolejnych artykułach opiszę poszczególne etapy pokonanego szlaku, zamieszczając także komentarze o tym, jak się ma rzeczywistość na szlaku w stosunku do barwnych opisów, z jakimi się spotkamy, gdy ten nas zainteresuje.

Są też tacy zdobywający Naszyjnik, którzy wyposażeni są w samochód i wieszak samochodowy na rowery. Podjeżdżają do szlaku, wskakują na rower i jazda na całe 20 km . Można i tak, ale nie uchodzi. No nie uchodzi!

---

http://rowerempokraju.blogspot.com/

hamer


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Mazury - kraina wielkich jezior

Autorem artykułu jest Wicherek



Jedno z najpiękniejszy miejsc w Polsce , ale i w Europie. Przepiękne krajobrazy, jeziora, lasy - a wśród nich zabytki i miejsca , które warto zobaczyć. O jakże innym klimacie niż morze czy rejony na południu Polski.

Mazury to lektura obowiązkowa dla każdego prawdziwego turysty. Co tu znajdziemy? Przede wszystkim jeziora - wielkie, wspaniałe, czasem dzikie. Otoczone lasami, łąkami. Lasami , gdzie możemy spotkać dzikie zwierzęta, nazbierać grzybów, jagód czy poziomek. W tej krainie znajdziemy ponadto ciszę i spokój - dla mieszkańców dużych miast tak poszukiwaną. Zdala od hałasu i pośpiechu życia codziennego możemy odpocząć i podziwiać przyrodę.

A więc teraz główne punkty wycieczek po Mazurach :

- Giżycko , miasto znane przede wszystkim żeglarzom i miłośnikom sportów wodnych. Do obejrzenia zabytkowy, drewniany most łączący dwie części miasta. Most jest składany na czas przepływu statków i innego rodzaju jednostek pływających. Oprócz tego do zwiedzania jest stary fort pruski.

- Gierłoż , skrywająca mroczne sekrety czasów drugiej wojny światowej. W tym okolicach mieściła się słynna siedziba Hitlera. Możemy podziwiać systemy zamaskowań, obejrzeć główny bunkier przywódcy III Rzeszy. Warto też posłuchać przewodnika o kulisach zamachu i innych ciekawostkach na temat Wilczego Szańca

- Mikołajki, port jachtowy a zarazem urocze miasteczko i atmosfera spod znaku Króla Sielaw.

- Mrągowo, stolica polskiego country a także wielu imprez jak np. mazurskie noce kabaretowe.

- Szczytno, przemiłe miasteczko na granicy Mazur. Piękny rynek i jeziora w centrum miasta.

- Olsztyn, najwięsze miasto. Warto zobaczyć planetarium.

Gdzie się zatrzymać?

Mazurska kraina jest bogata w ośrodki wypoczynkowe czy gospodarstwa agroturystyczne więc ze znalezieniem czegoś dla swoich potrzeb nie powinno być problemu. Naturalnie prawdziwe wspomnienia zatrzymamy dla siebie śpiąc w namiocie - kto choć raz uczestniczył w takiej wyprawie wie o czym mówię. Odgłos deszczu padającego na namiot jest bezcenny. Polecany środek transportu to oczywiście samochód ...

---

Adventuresquad.pl - sklep turystyczny dla Ciebie!


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Burgas i okolice

Autorem artykułu jest Bilety Lotnicze



Wizzair, Bulgaria Air, PLL LOT, SAS to linie lotnicze dzięki którym możemy dotrzeć do Burgas, czwartego, po Sofii, Płowdiwie i Warnie, miasta w Bułgarii pod względem liczby mieszkańców. Obecnie to ważny ośrodek kulturalny, turystyczny, przemysłowy i port rybacki.

Wizzair, Bulgaria Air, PLL LOT, SAS to linie lotnicze dzięki którym możemy dotrzeć do Burgas, czwartego, po Sofii, Płowdiwie i Warnie, miasta w Bułgarii pod względem liczby mieszkańców. Obecnie to ważny ośrodek kulturalny, turystyczny, przemysłowy i port rybacki. Dzięki źródłom termalnym stanowi uzdrowisko, posiada także największy w Bułgarii międzynarodowy port lotniczy. Burgas to doskonały punkt wypadowy do okolicznych miejscowości. Cały region oferuje zróżnicowane formy wypoczynku i krajobrazy - w bliskim sąsiedztwie leżą Słoneczny Brzeg, Pomorie, Sozopol i mniejsze Kiten, Lozenec oraz Czernomorec.

Wizzair do Burgas

W Burgas znajdują się liczne muzea - Galeria Sztuki Współczesnej, w której znajdziemy także kolekcję ikon z XVII - XIX wieku, Muzeum Archeologiczne, gdzie prezentowane są eksponaty z regionu: narzędzia i ceramika, złoto trackie i rzymskie kamienne tablice z inskrypcjami. W Muzeum Historii Naturalnej spotkamy rozmaite gatunki flory oraz fauny, a w Muzeum Etnograficznym liczne maski, ubiory i przedmioty związane z rybołówstwem. Jedne z największych zbiorów posiada Muzeum Historyczne - w nim zapoznamy się z dziejami miasta i regionu. Niewątpliwą atrakcją jest Nadmorski Park - miejsce przedstawień i festiwali pod gołym niebem. Do miejsc, gdzie warto zajrzeć należy katedra poświęcona Cyrylowi i Metodemu, cerkiew ormiańska oraz ekspozycja kwiatów.W odległości około 35. kilometrów od Burgas leży Słoneczny Brzeg. Nazwa kojarzy się z czasami socjalizmu, kiedy Polacy wyjeżdżali na bułgarskie wakacje. Obecnie nastąpiło odrodzenie miasta, nowe hotele, nowe atrakcje i nowa, już unijna rzeczywistość. Piękna plaża o szerokości od 30. do 60. metrów ciągnie się przez ponad osiem kilometrów i dzięki łagodnemu zejściu do wody oraz piaszczystemu podłożu sprzyja kąpielom słonecznym i morskim. W Słonecznym Brzegu znajdują się liczne atrakcje dla dzieci: place zabaw, baseny z brodzikami, czy działające całą dobę przedszkola.

Nesebyr to jedno z najstarszych miast Europy - początki sięgają VII wieku p.n.e. Od Burgas dzieli je niewielka odległość, a dzięki zabytkom architektury z listy UNESCO cieszy się popularnością wśród turystów. Tu stoi Cerkiew Stara Metropolia z V-VI wieku i doskonale zachowana Cerkiew Nowa Metropolia.

---

Bilety Lotnicze eSKY.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 6 lutego 2011

TAJLANDIA - Z Wizytą w Raju

Autorem artykułu jest KiniaMalinia



Bo kto nie chciałby zasmakować Raju? Wspaniałe, piaszczyste plaże, olbrzymie palmy, kolorowe ryby, wiszące skały i przepiękne świątynie. To wszystko Tajlandia. Ale w którą stronę wyruszyć? Które miejsca spośród obfitości wybrać na cel podróży.

Bangkok - Phuket - Krabi/Railay Bay - Bangkok

Otóż dużo zależy od pogody. W Tajlandii można by wyznaczyć trzy sezony: od grudnia do lutego, kiedy panuje pora sucha a temperatura nie naprzykrza się wynosząc między 28 - 32 stopnie Celcjusza, jednakże sezon turystyczny trwa na całego, więc jest dość tłoczno; miedzy marcem a czerwcem jest bardzo gorąco, do 38 stopni Celcjusza; w pozostałej części roku pada deszcz, będący wybawieniem dla plonów i chwilą oddechu dla mieszkańców. Wielu turystów chętnie wybiera właśnie tą ostatnią porę ze względu na spokój i przyjemne temperatury. Najbezpieczniejszym miejscem wypoczynku zdaje się być wyspa Ko Samui w południowej części kraju, gdzie w porze deszczowej jest zwykle bardziej sucho niż gdzie indziej.

Cel podróży powinien także wyznaczać kierunek, w którym się udamy. Tajlandia to nie tylko wspaniałe miejsca Bangkok - Wat Arunwypoczynku plażowego, ale także niesamowite miejsca kulturowe takie jak Bangkok, Chiang Mai, Chiang Rai, Ajutthaja...
My postawiliśmy na coś pomiędzy; trochę zwiedzania i trochę wypoczynku. A nawet dużo wypoczynku, stosując zasadę „najpierw się meczymy a potem leżymy". Oczywiście nie wyszło tak jak miało, gdyż kiedy tylko się położyliśmy od razu zaczynało nas nosić i rzucało w inne miejsca.

Czas opalania podczas dwutygodniowego wyjazdu: 2 godziny 17 minut.
Pierwszy komentarz usłyszany po powrocie: „Phi! Ja to po pół dnia w moim ogródku jestem bardziej opalona!"
Cóż, już wylizałam rany, nie tylko opalenizną człowiek żyje.

Pierwszy rzut - Bangkok. Niektórzy kochają, inni nienawidzą. Chyba nie ma nic pomiędzy. Ja kocham. To wielkie, zatłoczone miasto, gdzie wielkie drapacze chmur mieszają się z rozpadającymi chatkami, gdzie jedzenie na ulicy jest smaczniejsze niż w restauracji, gdzie chmury nie ustępują a ulice są tak czyste, że powodują zakłopotanie u polskiego turysty.

Nazbyt wiele jest do zobaczenia w Bangkoku a ograniczenia czasowe narzuciły nam pewną formę biegu. Dwa ekstremalne dni, 48 godzin, trochę Dolców w kieszeni, dało się.

Już po przyjeździe wieczorem wybraliśmy się na zwiedzanie okolicy nocą. Kolorowe neony miasta, które nie śpi, kluby oraz restauracje otwarte do rana i muzyka. Umęczeni po nocnych wędrówkach w końcu padliśmy na pyszczki, bo przecież jutro zaczyna się prawdziwe zwiedzanie.

Wczesnym rankiem, wyposażeni w klapki, wodę i aparat fotograficzny wyruszyliśmy na podbój miasta. Wycieczkę z przewodnikiem w języku angielskim wykupiliśmy w naszym hotelu. Koszt niewielki a zawsze raźniej zwiedzać obce miejsca z kimś kto wie co, gdzie i jak a czego nie.

Jako pierwszą odwiedziliśmy Świątynię Świtu (Wat Arun), wnoszącą się na wysokość ponad 85 metrów na zachodnim brzegu głównej rzeki, Chao Phraya. Na tą stronę rzeki przedostaliśmy się regularnie kursującą łodzią. Świątynia została zakończona w XIX wieku i przyozdobiona przez króla Mongkuta porcelaną. Zaiste ciekawy to widok, gdy przyglądając się z bliska fasadzie widzi się kawałki talerzyków i innych przyrządów. Pałac Królewski & Wat Phrae Kaeo

Po małej wspinaczce oraz spacerze tą samą łodzią przetransportowaliśmy się na brzeg przeciwny, aby zobaczyć wspaniałą Świątynię Leżącego Buddy (Wat Pho), będącą jednocześnie najstarszą budowlą tego typu w Bangkoku. Już dochodząc do budowli słyszeliśmy dzwonienie jakby metalu o metal. Przyszło nam się chwilę zastanawiać zanim odkryliśmy co to było. A mianowicie wzdłuż jednej ze ścian ustawiono kilkadziesiąt metalowych pojemników, do których od pierwszego do ostatniego po jednym bahcie wrzucano na szczęście. I stąd ten raban. My oczywiście również skorzystaliśmy. Nie odważylibyśmy się tego nie zrobić, zwłaszcza że drobne monetki dostępne były na wymianę tuż obok. O wszystkim pomyśleli. Mi, co prawda drobne fanty skończyły się na trzy kubełki przed końcem, ale mam nadzieję, że to nie będzie zbytnio rzutować na moje wygórowane marzenia.

To, co przyciąga to zapewne ogromna, wręcz niesamowita, bo ponad 46 metrowa na długość i 15 na wysokość, pozłacana figura leżącego Buddy uchwyconego w momencie odczuwania nirwany. Widok jest, rzeczywiście wspaniały, blaknący jednak trochę przez stosunkowo małe pomieszczenie, w którym się znajduje. Większy obiekt zapewne uwydatniłby walory posągu. Stopy figury ozdobione macicą perłową przedstawiają 108 lakszan, czyli pomyślnych znaków świadczących o oświeceniu.

Po chwilach uniesienia i zachwytu zapakowaliśmy się radośnie do busa i przedarliśmy przez katastrofalne korki uliczne na północną część miasta, aby zobaczyć Marmurową Świątynię (Wat Benchamabophit). Ciekawostką tej dość nowej, bo z początku XX wieku, świątyni jest całe wnętrze wyłożone marmurem kararyjskim.

Już po 30 minutach byliśmy znowu w drodze, tym razem Tuk Tukiem, czyli „ręka, noga, mózg na ścianie...kto przeżyje temu medal". Aczkolwiek i tak uważam, że jest to przeżycie wręcz niezbędne do pełnego obrazu komunikacji miejskiej Bangkoku. Nasz wesoły kierowca wyrzucił nas tuz pod Wat Traimit na samym brzegu Chińskiej Dzielnicy. Tak, w Bangkoku jest chińska dzielnica. Na nasze nieszczęście Świątynia była w remoncie i nie udało nam się wejść do środka, więc jedyne, co nam pozostało to próba dojrzenia słynnej figury Złotego Buddy poprzez zaglądanie przez okienka.
Po tym „prawie zwiedzaniu" postanowiliśmy przedreptać się co nieco po chińskich włościach i rzeczywiście, wkraczając na te tereny mieliśmy wrażenie wstępowania do innego świata. Chińskie znaki, chińskie sklepy, chiński targ, chińscy przechodnie na ulicach. W kilku słowach: wesoło, kolorowo, inaczej. I tam właśnie zjedliśmy kolację oraz włóczyliśmy się do późnej nocy.

Na następny dzień przeznaczyliśmy sobie Pływający Targ oraz zwiedzanie Świątyni Szmaragdowego Buddy (Wat Phra Targ Wodny – Damnoen SoudakKaeo) i Wielkiego Pałacu dlatego też już przed 7 rano byliśmy na nogach. Lekko zaspani po nader wczesnym, wciskanym na siłę, śniadanku pojechaliśmy zobaczyć tradycyjny tajski targ w Damnoen Saduak, oddalonym od Bangkoku około 100 kilometrów. Z pierwszej przystani długą łodzią motorową dowieziono nas do mniejszej przystani, gdzie przesiedliśmy się na wąskie łódeczki, którymi buszowaliśmy między unoszącymi się na wodzie straganami. A tam „do wyboru, do koloru", wszystkiego po trochu. Kolorowe maski, świecidełka, biżuteria, pamiątki, jedzenie i pyyyyszne kokosy, które sprzedawczyni rozbijała na naszych oczach i podawała wyposażone jedynie w słomkę. Pyszne.
Jednakże nie jestem pewna czy ten „rejsik" drugą łódką jest konieczny, kiedy tak naprawdę stanowcza większość stoisk targowych dostępna jest z poziomu lądu? Chyba nie, tłok na wodzie był straszny i musze się przyznać, ze po dłuższej chwili zażądałam wysadzenia mnie na poboczu i resztę wycieczki kontynuowałam na pieszo.

Po tej pouczającej lekcji targowania się wróciliśmy do Bangkoku aby nadal eksplorować okolice. Z autobusu wysiedliśmy zaraz obok Wielkiego Pałacu i tam, już o własnych nóżkach, podreptaliśmy na dalsze zwiedzanie.
Ten ogromny kompleks pochłonął nam drugie pół dnia. Wybierając się do Pałacu warto pamiętać o odpowiednim stroju, a wiec długich spodniach i koszuli z rękawami. W razie zapomnienia o tym zwyczaju, można takowy strój wypożyczyć. Zaiste, tak gustowny, że ciężko uniknąć wiejskiego wyglądu a co za tym idzie i samopoczucia.

Tuz po wejściu udaliśmy się w kierunku wspaniałej Galerii Ramakien z malowidłami ściennymi (odnawianymi cały rok, ze względu na wilgotność powietrza), a następnie idąc w kierunku zgodnym ze wskazówkami zegara podziwialiśmy Bibliotekę, Mauzoleum, Królewski Panteon, Prangi oraz przeogromną Złotą Czedi (z kawałkiem mostka Buddy w środku), by na końcu zobaczyć klejnot zespołu, czyli Świątynię Szmaragdowego Buddy. Na pewno nie należy się nastawiać na wielki wspaniały posąg, powalający wręcz swoi widokiem na samym wejściu. Inaczej, trzeba się skoncentrować i....skupić wzrok. Ta zaledwie sześćdziesięciokilkucentymetrowa figurka z zielonego jaspisu, stojąca w centrum świątyni, działa wręcz magnetycznie na zwiedzających. Sam Król przebiera jej złotą sukienkę zgodnie ze zmianami pór roku.

Uznając Świątynie Szmaragdowego Buddy za największą atrakcję kompleksu, pozostał nam szybki spacer po posiadłościach pałacowych, salach recepcyjnych i innych przynależnych budynkach, które mimo ze przepiękne, nie robiły już na nas aż tak wielkiego wrażenia, zwłaszcza, ze styrani głodni myśleliśmy jedynie o najbliższej budzie z jedzeniem. Jak tylko takową dopadliśmy wciągnęliśmy bez opamiętania po kilka smażonych kulek i sajgonek na łebka. Z perspektywy czasu był to nasz najlepszy obiad podczas całej wycieczki.

Wieczorem postanowiliśmy sprawdzić słynny kabaret transwestytów, „Calypso". Musze przyznać, że było warto zobaczyć to niesamowite przedstawienie. Całość polega na tańcu, scenkach i ruchach pod playback kabaretowy od lat 40-tych do 60-tych, gdzie cała scena aż roi się od wystrojonych w pióra chłopców ze sztucznymi biustami, boskimi makijażami i fryzurami, którzy do złudzenia przypominają kobiety. Po wszystkim można było, oczywiście, sfotografować się z ulubionymi aktorami. Ekstra. Jeden drink w cenie biletu.Kabaret Calypso

Następnego dnia rankiem byliśmy już w drodze na lotnisko w Bangkoku, żeby zbadać ten słynny Phuket. Plaże i morze widzieliśmy już z okien samolotu a w naszych głowach kreowały się wypoczynkowe myśli. Już to sobie wyobrażaliśmy, plaża, słońce, drink z palemką i tajski masaż stóp. Prawie nam wyszło. Na naszej drodze stanęło jedynie kilkuset podstarzałych Anglików i Szwedów prowadzających się wszędzie z młodziutkimi Tajkami, czyniąc atmosferę mało wakacyjną. Plaża też pozostawia wiele do życzenia, drogo, wszystkie leżaki płatne, zero targowania a piasek dawno przestał być złoty. Jedyna rzecz godna polecenia to wypożyczenie skutera (cena około 200 THB na cały dzień) i podróż przez całą wyspę wzdłuż plaż. Słońce nad głowami, ciepły wietrzyk na twarzy...tak to jest warte zachodu!

Po dwóch długich dniach na Phukecie wsiedliśmy na statek, żeby dopłynąć do rajskiego Krabi. Procedura jest prosta: „Pilnuj naklejki"!. I to jest prawda. W kraju, gdzie język angielski jest jeszcze mniej powszechny niż w Polsce, odwoływanie się do prostych znaków zdaje się być niezbędne, a jako, ze statek płynął w kilka różnych miejsc a do tego posiadał parę miejsc przesiadkowych w pełnym morzu, to aby się nie zgubić i nie odnaleźć gdzieś zupełnie indziej, kolorowej naklejki z oznaczeniem celu podróży należało bardzo strzec. Rzeczywiście po dwóch przesiadkach na inne statki i w ostateczności na długą łódź, dotarliśmy na plaże Zatoki Railay, gdzie znajdował się nasz hotel. Walizki na kółkach nie były dobrym pomysłem w miejscu gdzie transfer kończy się w wodzie po kolana 20m od brzegu a od hotelu dzieli cię jeszcze 30 metrowy pas piaszczystej plaży. Ale poradziliśmy sobie. A raczej kobiety sobie poradziły dając swoje walizki mężom do dźwigania na plecach.

Railay Bay – transfer hotelowy :)Już podpływając do Zatoki, rozpostarł się przed nami boski widok... Wspaniałe, ogromne, jakby „wiszące" ponad taflą wody skały, biały piasek i wszechogarniający spokój podszeptywał nam, że właśnie tu mieliśmy się znaleźć. Tu czas jakby się zatrzymał, tu nie ma samochodów, ba! tu nie ma nawet drogi. Tylko skały, wspinający się na nie śmiałkowie, gęsty las, kilka hoteli i sklepików oraz plaża. Właśnie tak wyobrażałam sobie miejsce do wypoczynku. Nie minęło 20 minut a już byliśmy po zakwaterowaniu i z powrotem na plaży z ręcznikami w zębach, gotowi do smażenia się na słońcu. I tak właśnie, z małymi wyjątkami, z mniejszym lub większym filtrem, spędziliśmy następne pięć dni. Mój typ, filtr 35. Wyjątkami były sporadyczne wyczerpujące wycieczki kajakami wokół pobliskich skał bądź na zakupy w pobliskim Ao Nang, oddalonym o 80 THB i 15 minut rejsu długą łodzią oraz całodniowy wypad motorówką na wysepki Phi Phi.
Niezwykłe wysepki o baśniowej nazwie Phi Phi znane są przede wszystkim jako miejsce nakręcenia filmu „Niebiańska Plaża" z Leo Di Caprio w roli głównej i zaiste są prześliczne. Niestety nie pominął ich rozwój turystyki i elementy cyrkowe występują gdzie niegdzie, to pod postacią sklepów i straganów z pamiątkami, to kolorowej zjeżdżalni na środku morza. Są też kolorowe rybki pływające tuż przy powierzchni, które tylko zapraszają do podglądania. Jednak warto zobaczyć ten skrawek Raju na ziemi, choćby po to, żeby mieć na jego temat własne zdanie.

Po pięciu dniach prawie - leniuchowania przyszedł czas na powrót do rzeczywistości. Zapakowaliśmy się więc z naszymi kołeczkowymi walizkami do długiej łodzi, następnie do busa na lotnisko w Krabi, potem na lot do Bangkoku, potem do Doha, następnie do Paryża a na końcu do Krakowa... Ledwie 37 godzin i już byliśmy w domu. W innym świecie. Po wakacjach......
Pozostały wspomnienia, 568 zdjęć i plany na następną eskapadę.

więcej na moim blogu

---

KiniaMalinia


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

TAJLANDIA - Z Wizytą w Raju

Autorem artykułu jest KiniaMalinia



Bo kto nie chciałby zasmakować Raju? Wspaniałe, piaszczyste plaże, olbrzymie palmy, kolorowe ryby, wiszące skały i przepiękne świątynie. To wszystko Tajlandia. Ale w którą stronę wyruszyć? Które miejsca spośród obfitości wybrać na cel podróży.

Bangkok - Phuket - Krabi/Railay Bay - Bangkok

Otóż dużo zależy od pogody. W Tajlandii można by wyznaczyć trzy sezony: od grudnia do lutego, kiedy panuje pora sucha a temperatura nie naprzykrza się wynosząc między 28 - 32 stopnie Celcjusza, jednakże sezon turystyczny trwa na całego, więc jest dość tłoczno; miedzy marcem a czerwcem jest bardzo gorąco, do 38 stopni Celcjusza; w pozostałej części roku pada deszcz, będący wybawieniem dla plonów i chwilą oddechu dla mieszkańców. Wielu turystów chętnie wybiera właśnie tą ostatnią porę ze względu na spokój i przyjemne temperatury. Najbezpieczniejszym miejscem wypoczynku zdaje się być wyspa Ko Samui w południowej części kraju, gdzie w porze deszczowej jest zwykle bardziej sucho niż gdzie indziej.

Cel podróży powinien także wyznaczać kierunek, w którym się udamy. Tajlandia to nie tylko wspaniałe miejsca Bangkok - Wat Arunwypoczynku plażowego, ale także niesamowite miejsca kulturowe takie jak Bangkok, Chiang Mai, Chiang Rai, Ajutthaja...
My postawiliśmy na coś pomiędzy; trochę zwiedzania i trochę wypoczynku. A nawet dużo wypoczynku, stosując zasadę „najpierw się meczymy a potem leżymy". Oczywiście nie wyszło tak jak miało, gdyż kiedy tylko się położyliśmy od razu zaczynało nas nosić i rzucało w inne miejsca.

Czas opalania podczas dwutygodniowego wyjazdu: 2 godziny 17 minut.
Pierwszy komentarz usłyszany po powrocie: „Phi! Ja to po pół dnia w moim ogródku jestem bardziej opalona!"
Cóż, już wylizałam rany, nie tylko opalenizną człowiek żyje.

Pierwszy rzut - Bangkok. Niektórzy kochają, inni nienawidzą. Chyba nie ma nic pomiędzy. Ja kocham. To wielkie, zatłoczone miasto, gdzie wielkie drapacze chmur mieszają się z rozpadającymi chatkami, gdzie jedzenie na ulicy jest smaczniejsze niż w restauracji, gdzie chmury nie ustępują a ulice są tak czyste, że powodują zakłopotanie u polskiego turysty.

Nazbyt wiele jest do zobaczenia w Bangkoku a ograniczenia czasowe narzuciły nam pewną formę biegu. Dwa ekstremalne dni, 48 godzin, trochę Dolców w kieszeni, dało się.

Już po przyjeździe wieczorem wybraliśmy się na zwiedzanie okolicy nocą. Kolorowe neony miasta, które nie śpi, kluby oraz restauracje otwarte do rana i muzyka. Umęczeni po nocnych wędrówkach w końcu padliśmy na pyszczki, bo przecież jutro zaczyna się prawdziwe zwiedzanie.

Wczesnym rankiem, wyposażeni w klapki, wodę i aparat fotograficzny wyruszyliśmy na podbój miasta. Wycieczkę z przewodnikiem w języku angielskim wykupiliśmy w naszym hotelu. Koszt niewielki a zawsze raźniej zwiedzać obce miejsca z kimś kto wie co, gdzie i jak a czego nie.

Jako pierwszą odwiedziliśmy Świątynię Świtu (Wat Arun), wnoszącą się na wysokość ponad 85 metrów na zachodnim brzegu głównej rzeki, Chao Phraya. Na tą stronę rzeki przedostaliśmy się regularnie kursującą łodzią. Świątynia została zakończona w XIX wieku i przyozdobiona przez króla Mongkuta porcelaną. Zaiste ciekawy to widok, gdy przyglądając się z bliska fasadzie widzi się kawałki talerzyków i innych przyrządów. Pałac Królewski & Wat Phrae Kaeo

Po małej wspinaczce oraz spacerze tą samą łodzią przetransportowaliśmy się na brzeg przeciwny, aby zobaczyć wspaniałą Świątynię Leżącego Buddy (Wat Pho), będącą jednocześnie najstarszą budowlą tego typu w Bangkoku. Już dochodząc do budowli słyszeliśmy dzwonienie jakby metalu o metal. Przyszło nam się chwilę zastanawiać zanim odkryliśmy co to było. A mianowicie wzdłuż jednej ze ścian ustawiono kilkadziesiąt metalowych pojemników, do których od pierwszego do ostatniego po jednym bahcie wrzucano na szczęście. I stąd ten raban. My oczywiście również skorzystaliśmy. Nie odważylibyśmy się tego nie zrobić, zwłaszcza że drobne monetki dostępne były na wymianę tuż obok. O wszystkim pomyśleli. Mi, co prawda drobne fanty skończyły się na trzy kubełki przed końcem, ale mam nadzieję, że to nie będzie zbytnio rzutować na moje wygórowane marzenia.

To, co przyciąga to zapewne ogromna, wręcz niesamowita, bo ponad 46 metrowa na długość i 15 na wysokość, pozłacana figura leżącego Buddy uchwyconego w momencie odczuwania nirwany. Widok jest, rzeczywiście wspaniały, blaknący jednak trochę przez stosunkowo małe pomieszczenie, w którym się znajduje. Większy obiekt zapewne uwydatniłby walory posągu. Stopy figury ozdobione macicą perłową przedstawiają 108 lakszan, czyli pomyślnych znaków świadczących o oświeceniu.

Po chwilach uniesienia i zachwytu zapakowaliśmy się radośnie do busa i przedarliśmy przez katastrofalne korki uliczne na północną część miasta, aby zobaczyć Marmurową Świątynię (Wat Benchamabophit). Ciekawostką tej dość nowej, bo z początku XX wieku, świątyni jest całe wnętrze wyłożone marmurem kararyjskim.

Już po 30 minutach byliśmy znowu w drodze, tym razem Tuk Tukiem, czyli „ręka, noga, mózg na ścianie...kto przeżyje temu medal". Aczkolwiek i tak uważam, że jest to przeżycie wręcz niezbędne do pełnego obrazu komunikacji miejskiej Bangkoku. Nasz wesoły kierowca wyrzucił nas tuz pod Wat Traimit na samym brzegu Chińskiej Dzielnicy. Tak, w Bangkoku jest chińska dzielnica. Na nasze nieszczęście Świątynia była w remoncie i nie udało nam się wejść do środka, więc jedyne, co nam pozostało to próba dojrzenia słynnej figury Złotego Buddy poprzez zaglądanie przez okienka.
Po tym „prawie zwiedzaniu" postanowiliśmy przedreptać się co nieco po chińskich włościach i rzeczywiście, wkraczając na te tereny mieliśmy wrażenie wstępowania do innego świata. Chińskie znaki, chińskie sklepy, chiński targ, chińscy przechodnie na ulicach. W kilku słowach: wesoło, kolorowo, inaczej. I tam właśnie zjedliśmy kolację oraz włóczyliśmy się do późnej nocy.

Na następny dzień przeznaczyliśmy sobie Pływający Targ oraz zwiedzanie Świątyni Szmaragdowego Buddy (Wat Phra Targ Wodny – Damnoen SoudakKaeo) i Wielkiego Pałacu dlatego też już przed 7 rano byliśmy na nogach. Lekko zaspani po nader wczesnym, wciskanym na siłę, śniadanku pojechaliśmy zobaczyć tradycyjny tajski targ w Damnoen Saduak, oddalonym od Bangkoku około 100 kilometrów. Z pierwszej przystani długą łodzią motorową dowieziono nas do mniejszej przystani, gdzie przesiedliśmy się na wąskie łódeczki, którymi buszowaliśmy między unoszącymi się na wodzie straganami. A tam „do wyboru, do koloru", wszystkiego po trochu. Kolorowe maski, świecidełka, biżuteria, pamiątki, jedzenie i pyyyyszne kokosy, które sprzedawczyni rozbijała na naszych oczach i podawała wyposażone jedynie w słomkę. Pyszne.
Jednakże nie jestem pewna czy ten „rejsik" drugą łódką jest konieczny, kiedy tak naprawdę stanowcza większość stoisk targowych dostępna jest z poziomu lądu? Chyba nie, tłok na wodzie był straszny i musze się przyznać, ze po dłuższej chwili zażądałam wysadzenia mnie na poboczu i resztę wycieczki kontynuowałam na pieszo.

Po tej pouczającej lekcji targowania się wróciliśmy do Bangkoku aby nadal eksplorować okolice. Z autobusu wysiedliśmy zaraz obok Wielkiego Pałacu i tam, już o własnych nóżkach, podreptaliśmy na dalsze zwiedzanie.
Ten ogromny kompleks pochłonął nam drugie pół dnia. Wybierając się do Pałacu warto pamiętać o odpowiednim stroju, a wiec długich spodniach i koszuli z rękawami. W razie zapomnienia o tym zwyczaju, można takowy strój wypożyczyć. Zaiste, tak gustowny, że ciężko uniknąć wiejskiego wyglądu a co za tym idzie i samopoczucia.

Tuz po wejściu udaliśmy się w kierunku wspaniałej Galerii Ramakien z malowidłami ściennymi (odnawianymi cały rok, ze względu na wilgotność powietrza), a następnie idąc w kierunku zgodnym ze wskazówkami zegara podziwialiśmy Bibliotekę, Mauzoleum, Królewski Panteon, Prangi oraz przeogromną Złotą Czedi (z kawałkiem mostka Buddy w środku), by na końcu zobaczyć klejnot zespołu, czyli Świątynię Szmaragdowego Buddy. Na pewno nie należy się nastawiać na wielki wspaniały posąg, powalający wręcz swoi widokiem na samym wejściu. Inaczej, trzeba się skoncentrować i....skupić wzrok. Ta zaledwie sześćdziesięciokilkucentymetrowa figurka z zielonego jaspisu, stojąca w centrum świątyni, działa wręcz magnetycznie na zwiedzających. Sam Król przebiera jej złotą sukienkę zgodnie ze zmianami pór roku.

Uznając Świątynie Szmaragdowego Buddy za największą atrakcję kompleksu, pozostał nam szybki spacer po posiadłościach pałacowych, salach recepcyjnych i innych przynależnych budynkach, które mimo ze przepiękne, nie robiły już na nas aż tak wielkiego wrażenia, zwłaszcza, ze styrani głodni myśleliśmy jedynie o najbliższej budzie z jedzeniem. Jak tylko takową dopadliśmy wciągnęliśmy bez opamiętania po kilka smażonych kulek i sajgonek na łebka. Z perspektywy czasu był to nasz najlepszy obiad podczas całej wycieczki.

Wieczorem postanowiliśmy sprawdzić słynny kabaret transwestytów, „Calypso". Musze przyznać, że było warto zobaczyć to niesamowite przedstawienie. Całość polega na tańcu, scenkach i ruchach pod playback kabaretowy od lat 40-tych do 60-tych, gdzie cała scena aż roi się od wystrojonych w pióra chłopców ze sztucznymi biustami, boskimi makijażami i fryzurami, którzy do złudzenia przypominają kobiety. Po wszystkim można było, oczywiście, sfotografować się z ulubionymi aktorami. Ekstra. Jeden drink w cenie biletu.Kabaret Calypso

Następnego dnia rankiem byliśmy już w drodze na lotnisko w Bangkoku, żeby zbadać ten słynny Phuket. Plaże i morze widzieliśmy już z okien samolotu a w naszych głowach kreowały się wypoczynkowe myśli. Już to sobie wyobrażaliśmy, plaża, słońce, drink z palemką i tajski masaż stóp. Prawie nam wyszło. Na naszej drodze stanęło jedynie kilkuset podstarzałych Anglików i Szwedów prowadzających się wszędzie z młodziutkimi Tajkami, czyniąc atmosferę mało wakacyjną. Plaża też pozostawia wiele do życzenia, drogo, wszystkie leżaki płatne, zero targowania a piasek dawno przestał być złoty. Jedyna rzecz godna polecenia to wypożyczenie skutera (cena około 200 THB na cały dzień) i podróż przez całą wyspę wzdłuż plaż. Słońce nad głowami, ciepły wietrzyk na twarzy...tak to jest warte zachodu!

Po dwóch długich dniach na Phukecie wsiedliśmy na statek, żeby dopłynąć do rajskiego Krabi. Procedura jest prosta: „Pilnuj naklejki"!. I to jest prawda. W kraju, gdzie język angielski jest jeszcze mniej powszechny niż w Polsce, odwoływanie się do prostych znaków zdaje się być niezbędne, a jako, ze statek płynął w kilka różnych miejsc a do tego posiadał parę miejsc przesiadkowych w pełnym morzu, to aby się nie zgubić i nie odnaleźć gdzieś zupełnie indziej, kolorowej naklejki z oznaczeniem celu podróży należało bardzo strzec. Rzeczywiście po dwóch przesiadkach na inne statki i w ostateczności na długą łódź, dotarliśmy na plaże Zatoki Railay, gdzie znajdował się nasz hotel. Walizki na kółkach nie były dobrym pomysłem w miejscu gdzie transfer kończy się w wodzie po kolana 20m od brzegu a od hotelu dzieli cię jeszcze 30 metrowy pas piaszczystej plaży. Ale poradziliśmy sobie. A raczej kobiety sobie poradziły dając swoje walizki mężom do dźwigania na plecach.

Railay Bay – transfer hotelowy :)Już podpływając do Zatoki, rozpostarł się przed nami boski widok... Wspaniałe, ogromne, jakby „wiszące" ponad taflą wody skały, biały piasek i wszechogarniający spokój podszeptywał nam, że właśnie tu mieliśmy się znaleźć. Tu czas jakby się zatrzymał, tu nie ma samochodów, ba! tu nie ma nawet drogi. Tylko skały, wspinający się na nie śmiałkowie, gęsty las, kilka hoteli i sklepików oraz plaża. Właśnie tak wyobrażałam sobie miejsce do wypoczynku. Nie minęło 20 minut a już byliśmy po zakwaterowaniu i z powrotem na plaży z ręcznikami w zębach, gotowi do smażenia się na słońcu. I tak właśnie, z małymi wyjątkami, z mniejszym lub większym filtrem, spędziliśmy następne pięć dni. Mój typ, filtr 35. Wyjątkami były sporadyczne wyczerpujące wycieczki kajakami wokół pobliskich skał bądź na zakupy w pobliskim Ao Nang, oddalonym o 80 THB i 15 minut rejsu długą łodzią oraz całodniowy wypad motorówką na wysepki Phi Phi.
Niezwykłe wysepki o baśniowej nazwie Phi Phi znane są przede wszystkim jako miejsce nakręcenia filmu „Niebiańska Plaża" z Leo Di Caprio w roli głównej i zaiste są prześliczne. Niestety nie pominął ich rozwój turystyki i elementy cyrkowe występują gdzie niegdzie, to pod postacią sklepów i straganów z pamiątkami, to kolorowej zjeżdżalni na środku morza. Są też kolorowe rybki pływające tuż przy powierzchni, które tylko zapraszają do podglądania. Jednak warto zobaczyć ten skrawek Raju na ziemi, choćby po to, żeby mieć na jego temat własne zdanie.

Po pięciu dniach prawie - leniuchowania przyszedł czas na powrót do rzeczywistości. Zapakowaliśmy się więc z naszymi kołeczkowymi walizkami do długiej łodzi, następnie do busa na lotnisko w Krabi, potem na lot do Bangkoku, potem do Doha, następnie do Paryża a na końcu do Krakowa... Ledwie 37 godzin i już byliśmy w domu. W innym świecie. Po wakacjach......
Pozostały wspomnienia, 568 zdjęć i plany na następną eskapadę.

więcej na moim blogu

---

KiniaMalinia


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Tunezja - bliska egzotyka

Autorem artykułu jest katia81



Tunezja bardzo często wybierana jest jako cel pierwszych egzotycznych wycieczek z uwagi na relatywnie krótki dystans oraz przystępne ceny. Do Tunezji najłatwiej dostać się oczywiście samolotem, aby koszt podróży nie podniósł drastycznie kosztów naszych wczasów warto skorzystać z oferty last minute.

Tunezja z pewnością należy do jednego z najczęściej odwiedzanych przez Polaków kraju afrykańskiego. To taka tania egzotyka. Kiedy nie stać nas na wyjazd do Kenii, fundujemy sobie wczasy w Tunezji, odległej niewiele bardziej niż np. Hiszpania, czy Turcja, a konkurującej dość mocno z tymi krajami cenowo.

Jak to wygląda w praktyce? Wsiadamy w samolot, lecimy do jakiegoś większego miasta, stamtąd autokarem do hotelu i praktycznie już tam zostajemy. Mamy do dyspozycji wszystkie zdobycze cywilizacji z sauną jaccuzi, restauracjami, basenami, telewizją, internetem itp. Dostajemy oczywiście wstęp na plaże ale tylko chronioną, hotelową. O tym, że jesteśmy w Afryce praktycznie nic nam nie przypomina. Tylko świadomość i ewentualnie napis na skierowaniu mówi nam, że to egzotyka. Należy przy tym pamiętać, że w hotelu, w granicach ośrodka wczasowego i chronionej plaży jesteśmy absolutnie bezpieczni. Jedyne co nam grozi to poparzenie słoneczne, o które tutaj nietrudno. Natomiast wychodząc poza ogrodzenie kompleksu wypoczynkowego bierzemy na siebie pewne ryzyko, które wiąże się chociażby z nieznajomości relacji i obyczajów tutaj panujących. To zupełnie inny kraj, nowy dla nas, nieznany, zupełnie inni ludzie mimo, iż to wciąż wczasy nad morzem Śródziemnym..

Prawdziwej jednak Tunezji nie zwiedzimy zza okien klimatyzowanego autokaru. Nie poczujemy żaru pustyni i spiekoty tunezyjskiego sońca siedząc w hotelu. Nie spróbujemy tradycyjnych potraw takich jak chociażby kuskus z baraniną, czy pastę z ostrej papryki - tzw harissę, racząc się tym wszystkim, co mamy dostępne na terenie hotelu w ofercie all inclusive.

Niewątpliwą atrakcją charakterystyczną dla Tunezji są hammy czyli arabskie łaźnie, do których chodzi się nie tylko w celach kąpielowych, ale przede wszystkim towarzyskich. Aby skorzystać z takiej łaźni musmiy opuścić hotelowy konglomerat i spróbować odkrywać kraj na własną rękę, bądź korzystając z usług przewodnika.

Do bardzo ciekawych zjawisk w Tunezji należą obrzędy weselne i ślubne odbywające się w tym kraju. Jeżeli w łaźni natkniemy się na grupkę śpiewających i rozbawionych kobiet, to możemy być pewni, że wśród nich jest panna młoda. Warto wtedy wprosić się na wesele i zobaczyć tamtejsze zaślubiny i obrzędy weselne na własne oczy. Ceremonie ślubne w Tunezji trwają około tygodnia cały czas będąc tylko swego rodzaju preludium do faktycznych zaślubin. Narzeczeni bowiem, spotykają się dopiero ostatniego wieczora tej długiej uroczystości.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl